Nie wolno skupiać się wyłącznie na przeszłości, nie można ciągle oglądać się, trzeba iść naprzód, otwierać się na współpracę i kontakty z innymi, również z prawosławnymi. Oczekujemy też jakiegoś gestu od Kościoła prawosławnego. Przecież to, co zrobiono we Lwowie w 1946 r., to był „czysty”, zwyczajny prozelityzm. Przegląd Powszechny, 11/2006
Natychmiastowej rozprawie przeszkadzała również wielka popularność, jaką cieszyło się duchowieństwo, a zwłaszcza metropolita Andrzej Szeptycki. I faktycznie, dopóki żył metropolita, reżim zajmował pozycję wyczekującą. Było to tym bardziej uzasadnione, że władze wiedziały, iż stan zdrowia 79-letniego arcybiskupa lwowskiego był krytyczny. Dlatego, gdy 1 XI 1944 r. Andrzej Szeptycki zmarł, władze zezwoliły na jego publiczny pogrzeb, który stał się potężną demonstracją jedności narodu i Cerkwi, ale jednocześnie był dla przeciwników sygnałem do ataku na ukraiński Kościół greckokatolicki. Zażądano dokładnego wykazu duchowieństwa, przystąpiono do inwentaryzacji majątku kościelnego. Od hierarchów zaczęto domagać się publicznych wypowiedzi sławiących armię radziecką i genialnego wodza Józefa Stalina. W dniach świąt państwowych nakłaniano do odprawiania uroczystych liturgii.
Metropolita Josyf Slipyj pragnąc złagodzić rosnące napięcie, wydał 23 XI 1944 r. list pasterski „Do duchowieństwa i wiernych”, w którym apelował o zachowanie chrześcijańskich zasad miłości bliźniego i miłosierdzia. List ten z pewnością nie zadowolił władz komunistycznych, które zaproponowały przedstawicielom metropolii wyjazd na rozmowy do Moskwy. W tej sytuacji metropolita wysłał do stolicy Związku Radzieckiego delegację pod przewodnictwem archimandryty Klemensa Szeptyckiego, brata zmarłego metropolity. Mamy mało wiadomości o przebiegu tego spotkania. Z lakonicznych informacji wynika, że archimandryta Klemens przekazał typowe w takich przypadkach kurtuazyjne słowa przywódcom państwa i jednocześnie 100 tys. rubli na fundusz Czerwonego Krzyża. Starał się również przekonać przedstawicieli państwa komunistycznego, że Kościół greckokatolicki nie stanowi żadnego zagrożenia dla władzy radzieckiej. Na zadane w końcu pytanie, czy państwo gwarantuje Kościołowi swobodny rozwój kultu, uzyskał od przewodniczącego Rady do spraw religii pozytywną odpowiedź.
W rzeczywistości, już w pierwszej połowie 1945 r. wszyscy biskupi znaleźli się w więzieniach i łagrach sowieckich. Organa bezpieczeństwa nie oszczędzały także przełożonych zakonów męskich i żeńskich. Szczególnie bezwzględnie postąpiono z archimandrytą studytów o. Klemensem Szeptyckim. Wszystkie działania zmierzały do tego, aby zmusić aresztowanych do przejścia na prawosławie. Mimo nacisków, zdecydowanie odmówili zerwania unii, toteż oskarżono ich o zdradę narodu ukraińskiego, w tym także o kolaborację z hitlerowcami. W połowie maja uwięziono w Przemyślu dwóch biskupów greckokatolickich – Jozafata Kocyłowskiego i Grzegorza Łakotę, po czym natychmiast wywieziono ich do ZSRR.