Nie wolno skupiać się wyłącznie na przeszłości, nie można ciągle oglądać się, trzeba iść naprzód, otwierać się na współpracę i kontakty z innymi, również z prawosławnymi. Oczekujemy też jakiegoś gestu od Kościoła prawosławnego. Przecież to, co zrobiono we Lwowie w 1946 r., to był „czysty”, zwyczajny prozelityzm. Przegląd Powszechny, 11/2006
Drugi dzień „soboru” rozpoczął się uroczystą liturgią, w czasie której publicznie ogłoszono likwidację unii i powrót do prawosławia. Po liturgii, odprawiono panichidę za spokój duszy metropolity A. Szeptyckiego, w której podkreślono, że był on prekursorem zjednoczenia z patriarchatem moskiewskim. Po zakończeniu uczestnicy „soboru” postanowili wysłać te legramy do Stalina, do patriarchy Aleksieja i patriarchy konstan tynopolitańskiego Maksymosa. Przyjęto także tekst odezwy do duchowieństwa i wiernych wyjaśniającej motywy zerwania unii.
W kilka dni później założyciele Grupy Inicjatywnej z ks. Kostelnykiem na czele udali się do Kijowa, a następnie do Moskwy, by przedstawić władzom państwowym i kościelnym wyniki „soboru” oraz podziękować za pomoc i troskę o jego przebieg. Ważnym punktem wizyty była m.in. uroczysta liturgia, podczas której współcelebransami patriarchy moskiewskiego byli obaj wyżej wspomniani biskupi. W propagandzie radzieckiej starano się ukazać całą akcję „zjednoczeniową” jako wielki sukces. W takim tonie pisała o „soborze” komunistyczna prasa, dopuszczano się przy tym świadomych manipulacji nawet w interpretacji prawa kanonicznego. W stolicy szef Grupy udzielił wywiadu, w którym zapewnił o dobrowolnym charakterze zjednoczenia z Patriarchatem Moskiewskim. Starał się uzasadnić kanoniczność „soboru”, podkreślając, że w jego obradach brali udział biskupi Melnyk i Pelweckij, nie dodając oczywiście, że byli oni konsekrowani na biskupów prawosławnych a nie greckokatolickich [8].
Od razu po zakończeniu „pseudosoboru lwowskiego” aresztowani zostali wszyscy duchowni, którzy nie podpisali aktu przejścia na prawosławie. Wielu z nich zginęło w więzieniach i łagrach. Bez przesady można powiedzieć, że represje miały charakter masowy, w tej sytuacji argument dobrowolnego pozyskania dla prawosławia nie może być poważnie brany pod uwagę. Ci, którzy zdecydowali się na współpracę z Grupą Inicjatywną, zrobili to (w większości) pod przymusem i w obawie o życie, a w przypadku księży żonatych o los własnych rodzin. Niektórzy sądzili również, że podejmując współpracę z komitetem ks. Kostelnyka, stwarzają dla siebie i wiernych jedyną możliwość pracy duszpasterskiej w warunkach radzieckiej rzeczywistości. Łudzili się, że nadal będą mogli służyć zasadom Ewangelii, ratując społeczności swych parafii przed ateizacją i upadkiem moralnym.
Przeczuwając grożące represje, biskupi jeszcze przed aresztowaniem zdążyli częściowo ustanowić kierownictwo Kościoła greckokatolickiego, mianując lub wyświęcając swych następców. Tuż przed aresztowaniem metropolita Slipyj mianował czterech nowych administratorów UKGK: biskupów Budkę i Czarneckiego, archimandrytę Klemensa Szeptyckiego oraz o. Josyfa deVochta.
[8] Por. G. Kostelnyk, Interwiu, „Żurnal Moskowskoj Patriarchii”nr 4/1946, s. 36-37.