Zbigniew Herbert rozpoczynał poznawanie świata od wykorzystania dwóch zmysłów: wzroku i dotyku. Sam mówił, że przygotowania do książki to w jego przypadku przede wszystkim rysunki. Przegląd Powszechny, 10/2008
Te uwagi, jakże celne i aktualne wobec postaw współczesnych „barbarzyńców”, znajdują się na wystawie obok listy podróży Herberta – od 1958 r. po lata dziewięćdziesiąte. Nazwy wielu miejsc powtarzają się, poeta powracał bowiem do nich ze szczególnym upodobaniem: to m.in. miasta Grecji, Włoch, a także Francja, Niemcy, Anglia, Holandia. Wiele podróży i dłuższych pobytów zagranicznych wynikało z czystej pasji poznawczej, wiele z życiowej konieczności, z powodu szykan politycznych w kraju.
Nigdy jednak Herbert nie podróżował w celu zwykłego wylegiwania się, wywczasów, zawsze u podstaw wędrówki leżała potrzeba poznawania historii, ludzkiej odmienności i przede wszystkim lokalnej sztuki, jej arcydzieł. Aktywność Herberta polegała na patrzeniu, notowaniu, szkicowaniu, odwiedzaniu muzeów, bibliotek i gromadzeniu materiałów do przemyśleń, wierszy, esejów. Pracowitość poety objawiała się też w licznych kontaktach przyjacielskich i towarzyskich; prowadził ożywioną korespondencję z wieloma osobami na całym świecie, a wydane kilka lat temu listy wymieniane z Jerzym Zawieyskim i Henrykiem Elzenbergiem stanowią zaledwie cząstkę tej żywej więzi słownej z ludźmi, którzy byli mu bliscy, których kochał, szanował i z których zdaniem się liczył.
Uważna czułość w traktowaniu przyjaciół, powaga, autoironia i humor opromieniają na przemian listowne wypowiedzi poety, w których przejawia się nierzadko ta sama co w wierszach i esejach troska o byt najbliższych i losy świata. W jednym z listów do przyjaciela – Zdzisława Ruziewicza – napisał w 1947 r. z Krakowa, gdzie wówczas studiował, takie wskazanie: Dbaj o siebie, staraj się codziennie znaleźć parę chwil na coś dla ducha. Musisz coś czytać, inaczej tracisz wszelkie oparcie intelektualne we wszechświecie. („Upór i trwanie. Wspomnienia o Zbigniewie Herbercie”, Wrocław 2000).
Z kolei jedna z kartek do Zawieyskiego, pisana jesienią 1963 r. z Londynu, gdzie Herbert goszczony był przez mieszkającego tam poetę emigracyjnego, Zbigniewa Czajkowskiego, zawiera takie wiadomości: Mój kochany Skarabeuszu / z deszczowego Londynu przesyłam Ci słoneczny uśmiech, najserdeczniejsze pozdrowienia. Bardzo mi przykro, że nie rozstałem się z Tobą jak należy. Mam nadzieję, że w dobroci swego serca mi to wybaczysz. (...) Nie zrażając się przeciwnościami losu, pracuję pilnie, zbieram po bibliotekach materiały do nowej książki. Większość dnia spędzam w bibliotece British Muzeum, gdzie, jak Ci wiadomo, Karol Marx pisał swój „Kapitał”. Widuję się przeważnie z Anglikami, którzy są mili, subtelni i uczynni. Wczoraj na party pewien wybitny poeta gorąco mnie namawiał, żebym kupił dom w Prowansji. Obiecałem mu, że kupię („Zbigniew Herbert – Jerzy Zawieyski. Korespondencja 19461967”, Warszawa 2002).
Z tego ostatniego zapisu wysnuć można wielorakie wnioski na temat charakteru nadawcy i jego statusu ekonomicznego, a także nawiedzających go stanów pokory i poczucia humoru. Charakter miał poeta wielce konfliktowy, o czym wiedzą wszyscy, którzy znali go bliżej, bywał nieobliczalnym furiatem, ale też umiał za swoje fanaberie przeprosić, co czyni na początku cytowanego listu do przyjaciela. Wiadomo też, że niemalże do końca życia borykał się z trudnościami finansowymi i to, co dla jego znajomych ze świata było oczywiste i dostępne, dla niego było najczęściej czystą abstrakcją. Vide: dom w Prowansji. Ostatnie lata życia spędził Herbert w jakim takim komforcie, w dość wygodnym mieszkaniu w kamienicy na warszawskim Mokotowie, choć i tu nie miał warunków idealnych jak na tak wybitnego twórcę.
Problemy materialne nie odstręczały go wszakże od podejmowania wyzwań podróżnych, jednak niekiedy trudy ponad siły przypłacał zdrowiem. Dotyczyło to m.in. podróży do Grecji, które podejmował tak często, jak tylko mu się udawało, gdyż kult dla sztuki helleńskiej, jej dziejów, mitów, herosów, pozostał w myślach i uczuciach poety do końca życia. Na kilka miesięcy przed śmiercią pisał w liście do Magdaleny i Zbigniewa Czajkowskich (cytuję za prospektem wystawy w Muzeum Narodowym): Z Grecją jest coś dziwnego. / 1°. Nie wiem dokładnie, ile razy byłem tam (5 czy 7 razy), 2°. zawsze z dużym, przeciążonym programem, 3°. bez własnego środka lokomocji, 4°. pod koniec pobytu wyczerpany (ostatni raz wylądowałem we wiedeńskim szpitalu z objawami anemii, zapalenia ucha środkowego i coś z nerkami). Nic dziwnego, spałem źle, jadałem nędznie, byłem wyczerpany fizycznie i [psychicznie]. Wszyscy moi wrogowie – a jest ich legion – sądzą, że przesuwałem się z hotelu z pięcioma gwiazdkami do analogicznego – otoczony przez nimfy czy inne wilgotne paskudztwa – nic nie rozumiejąc z mojej formuły PODRÓŻY JAKO ZAPASÓW ZE ŚWIATEM.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.