Zrobiłam karierę: mam dwanaścioro dzieci

Już wtedy, w 1987 r., wiedziałam, że nie mogę mieć dzieci. Moja mama przyjechała z wczasów i powiedziała: „Słuchaj, jest dziewczynka, którą mogłabyś wziąć”. I ja pojechałam po tę dziewczynkę, przywiozłam ją do domu. Przegląd Powszechny, 12/2009



– Jakie były te dzieci?

– Dzieci, które przychodzą, są okaleczone psychicznie, każde ma chorobę sierocą. Dzieci czasem z tego wychodzą, a czasem nie. Ja sobie dałam rok na to, żeby coś z tym zrobić.

Ale to nie jedyne problemy. Na przykład jedna z dziewczynek, która przyszła do nas, była łysa. Nie miała włosów, bo w nocy na kolankach klęczała i, bujając się, wycierała głowę o poduszki. Usiadłam i sobie myślę: „Boże, co ja mam zrobić? Przecież bez włosów będzie okaleczona na całe życie”. Siedzę, myślę i nagle przychodzi mi do głowy pomysł: czerwony kapturek, uszyj jej kapturek. I ja uszyłam jej ten czerwony kapturek. Przestała. Zaczęły włosy rosnąć. To są właśnie te spontaniczne rzeczy, które same się zdarzają, kiedy człowiek nie wie, co ma zrobić…

– Jak ocenia Pani pomoc od państwa? Czy ona była ona wystarczająca?

– A skąd!

– W takim razie, w jakim zakresie państwo pokrywało potrzeby materialne waszych dzieci?

– Wyglądało to tak, że mieliśmy na dziecko 800 zł. Ale jeśli miałam mieszkanie, przypuśćmy 160170 m, to musiałam to mieszkanie opłacić (światło, gaz, czynsz) i z tych pieniędzy zostawało mi 300 zł na to jedno dziecko.

Jeśli chodzi o pieniądze, to był wciąż brak, brak, brak. Chłopiec, który dorasta, ma 1112 lat, który na okrągło kopie piłkę – to on tych butów marnuje od groma. Ale to jeszcze nic – fryzjer, mydło, te proste rzeczy, które powinny być, słono kosztują… Ja już pomijam sprawy jakichkolwiek wykwintnych obiadów, ale dziecku trzeba przecież kupić mleko. I później się okazuje, że, niestety, brakuje na to również. Bo, przypuśćmy, moje dziecko nie je normalnie, a żre. Ja mogę je w jakiś sposób zahamować, ale ono ma tak rozbity żołądek przez swojego wujka, u którego przedtem było i było faszerowane parówkami, że ono musi zjeść, bo jest wciąż głodne. I co mam mu powiedzieć? Że nie będzie już jadło, bo ja nie mam pieniążków? Małemu dziecku się takich rzeczy nie mówi, bo ono tego nie rozumie.

Wiele zależy od urzędników, od tego, jak interpretują paragrafy. Bo jeśli jeden paragraf we Wrocławiu rozumieją inaczej, a w Gdańsku inaczej, to jest źle. We Wrocławiu są domy, gdzie, jak popsuje się zmywarka, to dzwoni się do ośrodka i mówi, że wysiadła zmywarka i tego się nie da naprawić. Na to urzędnik mówi: „Dobrze, to dostanie pani tę zmywarkę za dwa dni. Dacie sobie radę przez ten czas?”. A mnie wysiadła maszynka do gotowania, nie miałam do kogo się zwrócić, żeby mi przywiózł, tylko musiałam, jak nie było pieniędzy, pożyczyć i kupić maszynkę, bo przecież dzieci jeść muszą.

Któregoś roku w ministerstwie zarządzili, trzeba było im na coś pieniędzy i rąbnęli nam 50%. Zostało 400 zł. I te 420 zostało tuż przed świętami, w grudniu. Jak ja mojemu dziecku mam teraz powiedzieć, że nie dostanie żadnego prezentu? Oczywiście, miałam te prezenty, bo cały czas żyłam taką zasadą: zimą kupowałam buty na lato, latem na zimę. Latem kupowałam na zimę kurtkę, letnią kurtkę zimą. Trzeba było po prostu kombinować. Ja nie chodziłam i moje dzieci nie chodziły w markowych butach, ale starałam się, żeby wyglądały. Moje dziecko przychodziło i mówiło: „Mamo, mamo, są buty na koturnie, kup mi”. Mówiłam im, że jak będzie mnie stać, to im te buty kupię. Robiłam wszystko, żeby zdobyć trochę pieniędzy: pracowałam dodatkowo, nie siedziałam w domu tylko z nimi, ale szłam i dodatkowo pracowałam. To szkoliłam ludzi i zarabiałam dodatkowo na tym pieniądze. Jak był czas, że nie mieliśmy tych pieniędzy, to i na truskawkach byłam. Żadna praca nie hańbi, trzeba się brać za wszystko i do widzenia.



«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...