Tyrani próbowali uczynić człowieka istotą boską, uważali siebie za stojących ponad wszystkimi i decydowali o tym, co dobre, a co złe. Stać się Bogiem to ukryta obietnica kusiciela z Księgi Rodzaju. Troska o duchowość jest troską o człowieka. Przegląd Powszechny, 2/2010
Co łączy duchowość z Bogiem?
Należy teraz powrócić do postawionego na początku zagadnienia i zapytać czy duchowość lub wymiar duchowy człowieka muszą mieć odniesienie do Boga. Od takiego pytania świadomość chrześcijańska nie może się uchylić, jeśli nie chce pozostać głucha w świecie, w którym żyje, albo uznać je za nieważne.
Lecz wzięcie go pod uwagę wymaga znajomości historii, której, chcemy czy nie chcemy, jesteśmy dziedzicami. Przeróżne formy inspiracji, do których robiłem aluzje, a które miały miejsce w określonym czasie i przetrwały na przestrzeni wieków, nieuchronnie stawały się ofiarami konfliktów wojennych czy intelektualnych. Konfliktów wojennych, jak na przykład wojny religijne, które rozdarły chrześcijaństwo, przemocy, której pozostałości widać jeszcze u naszych współczesnych.
Konflikty intelektualne zaczęły się od momentu, gdy w Europie rozum zaczął się uwalniać od zależności od religii i opierać się jedynie na własnych zasadach. Najpierw renesans z swoim humanizmem. Potem wiek XVIII, epoka oświecenia i jej dziedzictwo, spory między religią chrześcijańską i poznaniem naukowym, domagającym się autonomii, modernizm i Syllabus, uznany przez integrystów za zamach na wolność badań naukowych.
Konflikty te były bardziej konfliktami autorytetów niż doktryn. Faktem jednak jest, że nie możemy ich nie uznać, jeśli pragniemy żyć nie tylko według własnych przekonań, lecz także w świecie takim, jaki jest.
Dzisiaj asystujemy quasi-nadmiarowi wierzeń o charakterze emocjonalnym, różnym ruchom charyzmatycznym czy ewangelicznym, które kładą nacisk na stronę duchową, ale podchodzą emocjonalnie, jakby refleksja nad własnymi przekonaniami nie była potrzebna, a niekontrolowane uzewnętrznianie przeżyć znaczyło więcej niż dowód.
Mamy także ruchy odkrywające, ze słuszną troską o losy planety, quasi-adorację przyrody, jakby ta ostatnia sama znała prawdę o przeznaczeniu człowieka. Inne wreszcie, ostatnie i bardziej bliskie, zapraszają do swoistego kultu człowieka, odtąd nazywanego, jak zrobił to Luc Ferry, “człowiekiem-bogiem” w L’homme-Dieu, ou le sens de la vie. Domaganie się promocji człowieka i śmierć Boga, jeśli chodzi o zawartość, są bliskie stoicyzmu, ale stoicyzmu, który odrzucił Boga.
“Człowiek-Bóg”, określenie niepokojące, jeśli pamiętamy ostrzeżenie Platona: to nie człowiek jest miarą wszystkiego, lecz Dobro, a Dobro to Bóg. Jakże by człowiek mógł oceniać co dobre a co złe, kiedy wiemy, jaką przemoc potrafi stosować tak w czasie wojny pomiędzy narodami, jak i w zwykłym kontakcie podczas pracy czy nawet w życiu prywatnym?
Nie licząc się z tym, znaczy nie liczyć się z ostrzeżeniem Dostojewskiego: Jeśli Bóg nie istnieje, wolno wszystko. A wtedy każdy może czynić z drugim człowiekiem co mu się podoba. Mówi się często o brutalności Inkwizycji, nie pamięta, że to przede wszystkim władza polityczna bez skrupułów godziła się na największe masakry, jak świadczy o tym historia wielkich imperiów a ostatnio okrutny wiek XX.
W rzeczywistości to sami tyrani próbowali uczynić człowieka istotą boską, uważali siebie za stojących ponad wszystkimi i decydowali o tym, co dobre, a co złe. Stać się Bogiem czy mieć statut boga, to ukryta obietnica kusiciela z Księgi Rodzaju: możliwość decydowania o tym, co dobre a co złe. To właśnie pragnie dać do zrozumienia despota polityczny czy, bardziej banalnie, zdeprawowany.
Chrześcijanin, który nie chce przeżywać swej wiary bez troski o rozeznanie , gdyż chroni ono od pomyłek, powinien zdawać sobie sprawę, że troska o duchowość nie jest wyłącznie jego troską, to troska człowieka jako człowieka. Chrystus sam powiedział do Nikodema: Wiatr wieje tam, gdzie chce.
Chrześcijanin winien troszczyć się o odniesienie do Boga. Odniesienie, które jest wiarą, lecz wiarą nierozerwalnie złączoną z nadzieją, ponieważ Boga nikt nie widział, a my odnosimy się do Niego w oparciu o Słowo przekazane przez świadków.
Odwołanie się do nadziei jest po prostu przypomnieniem, że odnoszenie się do Boga to nie to samo co kontemplacja twarzą w twarz, choć takie jest najgłębsze pragnienie człowieka. To raczej, jak naucza wiele mistyków, droga pośrodku nocy, o której mówi Jan od Krzyża albo przez ciemną dolinę, jak czytamy w Psalmie 23 (22). Człowiek jest równocześnie pewny obecności Tego, który jest mu bliski, i niepewny jak Hiob, gdyż nie sposób tę obecność określić. Niepewny z powodu swego niepokoju, lecz podtrzymywany w drodze siłą swej nadziei.
tłumaczyła Alina Merdas, RSCJ
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.