Obrona wiary katolickiej czy negacja sakramentu małżeństwa?

Gdy ludzie nie będą w Kościele słyszeć o cielesności, która może być znakiem jedności z Bogiem i współmałżonkiem, nigdy nie nabiorą szacunku do swojego ciała i ciała drugiego człowieka. A tego dobrego przekazu nie słyszeli i nie słyszą! W drodze, 6/2008



Granica ludzkiego ciała


Refleksja nad ciałem ludzkim stworzonym przez Boga sprawia, że Kościół widzi wyraźną granicę, wspólnego dla małżonków, szukania i używania przyjemności – jest nią wykorzystanie naturalnych właściwości ludzkiego ciała – tego, co ja przez moje ciało mogę zaoferować małżonkowi, i tego, co on swoim ciałem może mi ofiarować. Tego typu poszukiwania, gdy będą wyrazem wzajemnej miłości i szacunku, nigdy nie będą w sprzeczności z osobowym traktowaniem się. Problem pojawia się, gdy małżonkowie wychodzą poza swoje ciało – zaczynają stosować różnego typu stymulatory: pierścienie wydłużające erekcję, kulki dopochwowe, środki chemiczne wzmacniające podniecenie itp. Tego typu narzędzia i środki mają na celu sztuczne wywołanie i spotęgowanie przyjemności, jakby “wyciśnięcie” jej z ciała. Gdy małżonkowie wejdą na taką drogę, zaczną staczać się po równi pochyłej. Ciągle niezaspokojeni, będą niebezpiecznie instrumentalizować akt małżeński, kosztem prawdziwej, głębokiej więzi. Troska o przyjemność nie będzie już miała szans stać się darem jednej osoby dla drugiej, a przekształci się tylko w technikę wzajemnego rozbudzania się i konsumowania wrażeń. Prawdziwą więź buduje się, gdy uczy się obdarzać drugą osobę przyjemnością, ale w granicach wyznaczonych przez biologię, ludzką cielesność.
Granica ciała jest bardzo ważna, ponieważ pozwala racjonalnie zrozumieć także problem antykoncepcji. Zarówno prezerwatywa, jak i pigułka hormonalna są próbą modyfikacji zdrowego, ludzkiego ciała, próbą budowania więzi poza ramami współżycia wyznaczonymi przez możliwości ludzkiego ciała. Ramy ciała tworzą naturalną ochronę przed uruchomieniem mechanizmów zagrażających międzyludzkiej miłości i godności człowieka. Antykoncepcja, in vitro idą w tym samym kierunku – szukają rozwiązania poza ludzkim ciałem.



Starzy i nowi mistrzowie podejrzeń wobec ciała


W tym miejscu zbliżamy się do problemu manicheizmu w Kościele. Manicheizm w swojej klasycznej formie głosił, że człowiek składa się z boskiego ducha i diabelskiego ciała. Na drodze do doskonałości trzeba odrzucić złe ciało, aby wyzwolić dobrego ducha. Neomanicheizm głosi podobną tezę (tyle że pozbawioną religijnej motywacji) – gdy chce się realizować aspiracje duchowe, rozumiane współcześnie jako potrzeba samorealizacji bez ograniczeń, można, a nawet trzeba odrzucić biologiczne uwarunkowania ludzkiego ciała.

Według współczesnych manichejczyków nasza cielesność nie jest naszym wyborem – wolnym, rozumnym – ale została nam przekazana (a nawet narzucona) przez naturę, rodziców, Boga (tym razem nie przez Szatana)… Dlatego, aby człowiek mógł wybrać własny styl życia – nienarzucony mu przez nikogo – musi podporządkować sobie swoją cielesność. Stąd też postulat, że jeżeli realizuje się “wyższe” cele wyznaczone przez rozum, i to w imię wolności, ma się prawo ingerować w swoją “niższą”, to jest biologiczną cząstkę. Ma się prawo ją zmieniać i modelować. Wyższe, rozumne, wartościowsze sfery człowieka (których aspiracje mają być szanowane i realizowane) mają prawo narzucić niższym, gorszym i prymitywniejszym sferom – cielesnym i biologicznym – swoją wolę w jakikolwiek sposób. Ciało jest gorsze od ducha, z definicji, z założenia, i dlatego nie jest warte szacunku i respektowania jego fizjologii.



«« | « | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 | 11 | 12 | 13 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...