Ludzie mnie fascynują

Po prostu muszę podróżować. Marzy mi się, by każdy wyjazd był pasmem nieustających radości. Nie zawsze się to udaje, bo marzenia są różne od rzeczywistości. Niemniej wiele moich wypraw takimi było. Radość z samej podróży, ze spotkanych ludzi. To właśnie jest dla mnie ważne. W drodze, 7/2009



Przede wszystkim jednak ludzie ujmowali mnie swą serdecznością, mądrością. W Afryce na przykład byli tak otwarci, że gdy podpatrywałem, jak oni coś robią, a ja potrafiłem zrobić to lepiej, nie obrażali się, gdy im podpowiadałem, by zrobili to inaczej. Miałem też sympatyczną przygodę w Nepalu. Tam dzieci uczą rodziców tego, czego się nauczyły w szkole. Tamtejszy nauczyciel matematyki miał problemy z trygonometrycznymi wzorami połówkowymi – prosta rzecz.

Zaoferowałem się, że mogę pomóc. Szybko go nauczyłem, a on był nawet zdziwiony, że ja rozumiem zadania z jego książki. Potem poprosił mnie, abym wytłumaczył to dzieciom. To, że ja go uczyłem, nie było dla niego dyshonorem. I tak, pod Machapuchare (piękny szczyt, nie wolno tam teraz wchodzić, bo tam duchy mieszkają – śmiech) uczyłem dzieci matematyki. Zamieszkałem z tymi ludźmi. A jak już miałem się żegnać, to starsza córka gospodarzy wygłosiła przemowę… po nepalsku.

Jak ludzie chcą się porozumieć, to się porozumieją! Kłopoty pojawiają się, gdy chcę porozmawiać np. o religii, sposobie życia. Wtedy nawet język nie pomaga, bo pojęcia są inne. My inaczej rozumujemy. I nie jest to już tylko sprawa słownika. To trudne układy, inne sensy. Ale ludzie pomagają i świetnie się rozumiemy. Taka nauka poszerza horyzonty. Oczywiście nie ufam swojej znajomości języków. Więc gdy mnie po powrocie pytają, w jakim języku rozmawiałem, odpowiadam: nie wiem!

Z egzotycznymi podróżami wiąże się egzotyczne jedzenie, a z nim różne – niekoniecznie przyjemne – niespodzianki. Jada Pan wszystko, co Panu podadzą

Gdy jeździłem do Azji, początkowo obawiałem się tamtejszego jedzenia. Dlatego bardzo je ograniczałem. I tego trzymam się do dziś. Mam wypróbowaną metodę, by nie załapać jakiegoś choróbska: muszę w sobie najpierw wytworzyć przeciwciała. Próbuję więc, co mi smakuje. A potem można na odmianę jeść… to samo. W Indiach np. jem soczewicę i dla odmiany soczewicę (śmiech). Co drugi dzień. Upycham sobie kalorie, pijąc herbatę, do której wsypuje się dziesięć razy więcej cukru niż u nas. Kiedyś wypiłem 24 filiżanki takiej herbaty.

W Afryce jest tak fajnie, że nie muszę się zachwycać jedzeniem. Gdy coś mi nie smakuje, mogę powiedzieć: „Co za świństwo, ja tego nie zjem”, a gospodyni się cieszy razem ze mną i drugie takie świństwo mi przynosi. Ale nigdy nie wolno udawać. Ludzie cenią sobie szczerość. Lepiej powiedzieć prawdę, niż zjeść coś, czego się brzydzisz – bo fałsz oni widzą.

Do smaczniejszych rzeczy, które miałem okazję jeść, należy tzw. kapusta miliarderów. Z wierzchołka kokosowej palmy wypreparowuje się biały rdzeń, który ma zaledwie kilkanaście centymetrów długości i jest gruby jak marchew. Gotuje się go przez kilka minut. Najlepiej smakuje z masłem. Przypomina szparagi, ale miejscowi raczej go nie jedzą, bo trzeba wyciąć palmę. A ta przecież daje kilkadziesiąt orzechów rocznie przez kilkadziesiąt lat.

Po niezwykłych potrawach, czas na kolejny Pański niezwykły wyczyn. Rok 2001 – przelot dwupłatowym „Antkiem” z Krakowa do Bukavu

Takim samym samolotem – AN 2 – wcześniej lecieli amerykanie z RPA do Nairobi. To znacznie krótsza trasa, a nakręcono o tym film. A my po cichu, bez rozgłosu. Zostaliśmy za to dofinansowani uczuciowo. Prawie tydzień czekaliśmy na start. Leciało nas czterech, a pilotował nasz wielki szybownik Jan Wróblewski.





«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...