Gdyby poproszono mnie, bym jednym zdaniem podał przyczynę mnożenia się par nieformalnych, zamieszkujących wspólnie, powiedziałbym: przyczyną głęboką i prawdziwą jest nastawienie na nieskrępowaną i niefrasobliwą przyjemność. Przewodnik Katolicki, 9 grudnia 2007
Wobec coraz powszechniejszego wspólnego zamieszkiwania nieformalnych par, niebędących małżeństwami, warto zastanowić się, dlaczego tak się dzieje?
Tym, co piszę nie zamierzam nikogo dotknąć ani obrazić. Nie zamierzam też nikogo pouczać ani tym bardziej na siłę nawracać. Prezentując swoje rozważania, pragnę zaprosić do rzeczowej refleksji wszystkich uczciwie myślących. Również tych, którzy myślą, żyją i rozumieją miłość i odpowiedzialność inaczej niż ja.
Związki nieformalne rozpadają się znacznie częściej niż formalnie zawarte małżeństwa. Przychodzi w nich na świat znacznie mniej dzieci niż w normalnych małżeństwach. Słowo „normalnych” używam tu oczywiście w oparciu o polską tradycję i własne, subiektywne, oczywiście, odczucie. Dla mnie małżeństwem jest nadal to formalnie zawarte, a nie para ludzi o innych nazwiskach, która, co prawda, zamieszkuje razem, ale każdego dnia, bez żadnych konsekwencji prawnych, może się rozstać. Do rozstania nie potrzeba żadnej zgody czy ugody. Wystarczy kaprys jednej ze stron. Słowem, związek trwały jak… bańka na wodzie.
Ogromna większość dzieci wychowywanych od maleńkości przez samotne matki (czasem przez ojców) pochodzi ze związków nieformalnych. Rozwody zabierają ojca lub matkę zwykle znacznie większym dzieciom. Duży procent ojców dzieci poczętych w związkach nieformalnych uchyla się od jakiejkolwiek odpowiedzialności za dziecko, czasem nawet nie przyznaje się do ojcostwa. Nierzadko ma miejsce sytuacja, gdy po poczęciu dziecka „partner” daje „partnerce” alternatywę: aborcja lub rozstanie.
Oczywiście nikt nie wie i nie sposób tego precyzyjnie zbadać, ile dzieci poczętych w takich związkach jest zabijanych przez aborcję. Zdrowy rozsądek podpowiada, że z pewnością dzieje się to znacznie częściej niż w normalnych (będę obstawał przy tym terminie), formalnie zawartych małżeństwach.
Słyszałem bardzo wiele uzasadnień dla tworzenia wolnych związków i wspólnego zamieszkiwania bez ślubu. Retoryka wychwalająca ich walory bywa doprawdy szatańsko logiczna, niejednokrotnie wyrafinowana, a czasem niemalże… wzruszająca. Zawsze tłumaczy się to jakimś dobrem.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.