Spowiedź poety. Aleksander Wat u Ojca Pio

Przed wojną był znanym polskim komunistą. Porzucił ideologię, gdy tylko spostrzegł, że oparta jest na fałszywych założeniach – na kłamstwie, mówiąc wprost – którego tragiczną, ale przecież logiczną konsekwencją był stalinowski terror, oficjalnie przedstawiany jako wprowadzanie raju na ziemi. Głos ojca Pio, 53/2008



Autobus z Foggii, niemiłosiernie zatłoczony, resztką sił wtoczył się na przystanek, z trudem łapiąc oddech po męczącej podróży. Każdy jego układ prychał, świszczał i strzelał, a chmura czarnych spalin, przyduszona przez ciężkie, nieruchome i rozgrzane południowym słońcem powietrze, tracąc nadzieję na najmniejszy choćby powiew wiatru, który uniósłby ją w górę, chowała się pod podłogę, pod koła, pomiędzy wystawione na chodnik walizki pasażerów, aż w końcu, zrezygnowana, opadała na kamienną kostkę, tworząc kolejną warstwą klejącego się brudu.

Uwięzieni od godziny w dusznym wnętrzu ludzie tłoczyli się teraz przy drzwiach, chcąc jak najszybciej rozprostować kości i zaczerpnąć powietrza. Wysiadanie trwało w nieskończoność. Staruszki z tobołkami powoli i z wysiłkiem stawiały opuchnięte nogi na stopniach pojazdu. Kalecy o kulach potrzebowali pomocy, by bezpiecznie zejść na dół. Jedni podtrzymywali ich trzęsące się ciała, inni próbowali pomóc słowem i krzykiem, ostrzegając i napominając, żeby ostrożniej, wolniej, bardziej w prawo, jeszcze trochę...
W gwarnym tłumie wysiadających na przystanku w San Giovanni Rotondo stanął mężczyzna niespełna sześćdziesięcioletni, o charakterystycznej, aczkolwiek nietypowej powierzchowności: głowę miał raczej trójkątną, uszy odstające, włosy miejscami mocno posiwiałe, zaczesane do tyłu i z wyraźnymi zakolami. Jego twarz wykrzywiona była grymasem ni to uśmiechu, ni bólu; lewe oko, wyraźnie większe, uwydatniała jeszcze podniesiona wysoko brew. Usta miał cały czas lekko rozchylone i podobnie krzywe, nos szeroki i płaski.

Towarzyszyła mu kobieta, troskliwie przytrzymująca go za rękę. Pewnie nie była od niego wiele młodsza – jej cera, twarz i dłonie, choć zadbane, nie ukrywały ani upływu lat, ani trudów życia, a przecież zachowywała wciąż dziewczęcy urok i delikatną urodę. Musiała być piękną kobietą.

Aleksander Wat i jego żona Paulina, znana bardziej jako Ola, przyjechali wiosną 1957 roku „do padre Pio”, jak mówiło się w Rzymie. Polski pisarz, poeta, filozof, dręczony był chorobą od ponad czterech lat. W styczniu 1953 roku w Warszawie doznał wylewu uda-ru mózgu. Jak mówili na mieście: „trafił go szlag”, co wielu dawnych znajomych przyjęło pewnie z ulgą, bo jego śmierć, której szybko się spodziewali, byłaby im na rękę (od 1949 roku uchodził za osobę niebezpieczną, jako że publicznie obnosił się ze swą wrogością do komunizmu). Znajomość z nim mogła drogo kosztować, zatem wielu jego dawnych przyjaciół przechodziło na drugą stronę, widząc go na ulicy. Zresztą i jego sposób bycia nie zachęcał do nawiązywania bliższych kontaktów – potrafił być szorstki, wyniosły, bezwzględnie krytyczny, wręcz szyderczy. Nie umiał rozmawiać z ludźmi, których nie cenił. Tych zaś, z którymi chciałby wejść w dyskurs, nie było wielu.

Przed wojną był znanym polskim komunistą. Porzucił ideologię, gdy tylko spostrzegł, że oparta jest na fałszywych założeniach – na kłamstwie, mówiąc wprost – którego tragiczną, ale przecież logiczną konsekwencją był stalinowski terror, oficjalnie przedstawiany jako wprowadzanie raju na ziemi.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...