„Solidarność” mogła się wydarzyć dlatego, że wolne i samodzielne osoby zbudowały wspólnotę, opierając ją na uniwersalnych wartościach etycznych. Wspólnota oparta na solidarności ze skrzywdzonymi miała w sobie niezależność i siłę, która przemieniała sumienia, przywracała ludziom poczucie godności i pobudzała ich dobrą wolę. Znak, 10/2006
Poszukiwanie teorii wspólnoty solidarnej zaczniemy od rozważenia wstępnej wątpliwości: dlaczego poszukiwana wspólnota musi być nazywana „solidarną”? Pytanie jest pozornie absurdalne. Przecież punkt wyjścia do badań stanowi opis ruchu „Solidarności” dokonany przez Tischnera! Jednak pojawiają się poważne głosy, że ruch społeczny z sierpnia 1980 został dość przypadkowo nazwany właśnie „Solidarnością”, Tischner zaś istotnie zmienił naturalny sens potocznego terminu „solidarność”.
W „zwykłym” użyciu termin solidarność wcale nie jest jasny i jednoznaczny. Określamy nim wspólnotę postaw i zachowań, którą ktoś nazwał „płynięciem w jednej łodzi”, ale również ponoszenie ofiar na rzecz innych ludzi, nie z powodu osobistej sympatii, lecz z racji nieszczęścia, jakie ich spotkało. Obrazy dobrego Samarytanina i „jedni drugich ciężary noście” z Etyki solidarności odwołują się do tych zwykłych znaczeń terminu. Dlatego solidarność w ujęciu Tischnera mieści się w zakresie znaczeniowym zwykłego pojęcia solidarności. Tischner nie zmienia sensu terminu, tylko go zacieśnia. Jego rozumienie solidarności jest też solidarnością z zwykłym znaczeniu. Według Tischnera jednak solidarność nie ogranicza się do wspólnego działania albo sympatii i udzielania pomocy potrzebującym, ale wymaga pełnego zaangażowania i radykalnej przemiany własnego życia.
Spróbujmy wstępnie opisać wspólnotę solidarną. Oczywiście nie będziemy poszukiwali jej wśród wszystkich typów społeczności. Istnieją wspólnoty „intymne” (np. wspólnota miłości), które z natury rzeczy są solidarne oraz „związki oparte na interesach”, które ze swej istoty wykluczają solidarną ofiarność. Interesuje nas społeczność, która jest (1) naturalna, a nie tworzona sztucznie, (2) trwała w czasie, (3) na tyle duża, żeby istniały w niej nie tylko bezpośrednie, ale również pośrednie relacje między jednostkami, wreszcie, (4) jednostka w takiej społeczności nie jest samotnym atomem ani trybikiem w społecznej maszynie. Obdarzona została sumieniem, wolnością i swobodą działania.
Nie znamy na razie koniecznych warunków powstania wspólnoty solidarnej. Na razie możemy co najwyżej, odwołując się do doświadczeń „Solidarności ‘80”, zarysować ogólną wizję takiej wspólnoty.
We wspólnocie solidarnej dobro osoby jest równoważne z dobrem zbiorowości. Wspólnota jest wyjątkowa, bo jej rozkwit idzie w parze z rozwojem i doskonaleniem się jednostki, ale i realna, a nie idealna – możliwe są w niej braki i kryzysy. Ludzie we wspólnocie kierują się dobrem innych, przede wszystkim bardziej potrzebujących, ale ta ofiarność zarazem pomaga im w jednostkowym rozwoju. Jednostki są silnie powiązane ze wspólnotą, pozostają jednak „żywymi” ludźmi, podatnymi na ludzkie słabości. Pamiętamy cały czas, że „cud” Sierpnia polegał na zbudowaniu niezwykłej wspólnoty zwykłych ludzi.