„Solidarność” mogła się wydarzyć dlatego, że wolne i samodzielne osoby zbudowały wspólnotę, opierając ją na uniwersalnych wartościach etycznych. Wspólnota oparta na solidarności ze skrzywdzonymi miała w sobie niezależność i siłę, która przemieniała sumienia, przywracała ludziom poczucie godności i pobudzała ich dobrą wolę. Znak, 10/2006
Lektura pism fenomenologów pozwala lepiej zrozumieć polskie doświadczenie „Solidarności”. „Solidarność” mogła się wydarzyć dlatego, że wolne i samodzielne osoby zbudowały wspólnotę, opierając ją na uniwersalnych wartościach etycznych. Wspólnota oparta na solidarności ze skrzywdzonymi miała w sobie niezależność i siłę, która przemieniała sumienia, przywracała ludziom poczucie godności i pobudzała ich dobrą wolę.
Życie współczesnego człowieka jest pełne podskórnego napięcia. Marzymy o wspólnocie i bliskości z innymi ludźmi, ale zazdrośnie bronimy własnej niezależności. Bezskutecznie usiłujemy zachować harmonię między pragnieniami jednostki i wymaganiami społeczności. W poczuciu bezradności niektórzy chcieliby powrócić do bezpieczeństwa organicznych wspólnot, w których jednostka była tylko członem całości, inni zaś godzą się na życiowe ryzyko i projektują nowe wspólnoty, w których bliskość jest co prawda nietrwała, ale pozostawia jednostce swobodę i niezależność. Większość z nas jednak godzi się na nieunikniony konflikt i poszukuje złotego środka między dążeniem do dobra własnego a dobrem społeczności.
Doświadczenie „Solidarności” z sierpnia 1980 wydaje się tej bezradności zaprzeczać. Sierpniowe wydarzenia połączyły w sobie rozkwit wspólnoty z przywracaniem autentyczności i godności jednostki. Wciąż jednak nie potrafimy dobrze opisać tamtego doświadczenia. Dla entuzjastów „Solidarność” była cudem albo karnawałem, czyli świętem, podczas którego odwróceniu uległa naturalna hierarchia wartości; dla sceptyków była mitem, który przenosił realne zdarzenia do krainy doskonałości, gdzie nie ma sporów i konfliktów. Jedni i drudzy zgadzają się jednak, że „Solidarność” zawiesiła na chwilę twarde prawa obowiązujące w życiu społecznym.
Próba Tischnera
Poważną próbę zrozumienia i opisu praw rządzących wspólnotą „solidarną” podjął Józef Tischner w Etyce solidarności.
Dobrosław Kot dowodzi słusznie (zob. tekst Solidarność bez solidarności w niniejszym numerze „Znaku”), że w Etyce solidarności pojawiają się przynajmniej dwa rozumienia solidarności – samarytańska pomoc bliźniemu i robienie tego, co do nas należy (lub tego, o co nam w życiu chodzi). Można mówić tu o solidarności odświętnej i codziennej, do której bardziej pasuje nazwa solidności. Te znaczenia pojęcia solidarności wydają się prowadzić do różnych wizji wspólnoty. Owa „dwuznaczna” solidarność obejmuje zbyt wielki zakres zjawisk: od pomocy ofiarom tragedii, aż do sprawnego obsłużenia klienta w supermarkecie. Zdaniem Kota pojęcie solidarności, które ma opisywać tak odmienne typy zjawisk, staje się niespójne.