Różewicz nie wierzy w religijne przesłanie dane w sposób niezmienny i to samo dla wszystkich. Nie wierzy w bezpośrednią dostępność prawdy. Pozostaje w swej dramatycznej drodze, na której tropi ślad i „ślad śladu” – Boga. Tę drogę nazwać możemy naśladowaniem. Znak, 12/2006
Skoro „trzeba żyć bez Ojca”, jedyne, co pozostaje, to doświadczenie wiary zsekularyzowanej, danej przez lekturę i interpretację tekstów (od Biblii przez Hölderlina, Nietzschego, Heideggera, Wittgensteina, Dostojewskiego – żeby wymienić tylko wybrane, lecz jakże emblematyczne lektury Różewicza), pamięć osób, rozmów, uważne wsłuchiwanie się w świat dookolny i w świat kultury. Poetyckie myślenie i hermeneutyczny namysł coraz wyraźniej prowadzą poetę ku Pozasłownemu: najwłaściwszą odpowiedzią wydaje się (jak w Ostatniej rozmowie i Nauce chodzenia) palec położony na wargach – milczenie.
Ale istnieje też drugi wymiar doświadczenia wiary. O ile tamten wiedzie przez zapośredniczenie, słuchanie wielkich mistrzów, tych, którzy odeszli, i pamięć rozmów z przyjaciółmi, a zatem to wszystko, co zasadnie określić moglibyśmy jako doświadczenie hermeneutyczne czy „hermeneutykę śladu”, o tyle ten ma charakter bardziej bezpośredni (choć też w końcu zapośredniczony – przez wspomnienie, uczucie tęsknoty), związany z doświadczeniem dzieciństwa i młodości. Chodzi o to „coś” – jak mówi Różewicz w cytowanym wcześniej komentarzu do wiersza bez – co rodzi się jakby z nieświadomości, która wydobywa na jaw to, co ratio – świadomość – pragnęła unicestwić, a tylko ukryła. Z tej więc, powiedzmy, nieświadomości, rodzi się Bóg, który przybiera postać matki i ojca poety. Podkreślmy: nie jest to Bóg prawa i przemocy, Bóg sprawiedliwy i karzący. To Bóg, którego istotą jawi się miłość. O Bogu tym pisze Różewicz wielokrotnie w ciągu ostatnich lat. Odnajdziemy Go w wierszu W gościnie u Henryka Tomaszewskiego w Muzeum Zabawek (Zawsze fragment. Recycling, 1998 ), w którym na dźwięk słowa „mama” otwiera się na krótki, mistyczny moment „niebieska brama”. Pojawi się w tomie Matka odchodzi (1999) – znów jako matka. W tomie Wyjście (2004) – rzecz znamienna – Bóg „zdefiniowany” zostaje jako „tata i mama”:
Rodzi się Bóg, który
przybiera postać
matki-i-ojca poety.
trzymałem za ręce
tatę i mamę
czyli Pana Boga
(Bajka) [10]
Podobne sformułowanie odnajdziemy w wierszu Co zobaczył Akwinata („może zobaczył Boga/ Ojca i Matkę”).
Podsumujmy. O ile możliwość religijnego zwrotu w poezji Tadeusza Różewicza do niedawna jeszcze traktować było można z pewnym jeśli nie zakłopotaniem, to przynajmniej powściągliwością, o tyle teraz fakt ów nie powinien budzić wątpliwości. Nie chodzi wszakże o to, by należało obecnie przyprawiać poecie „gębę” pisarza religijnego czy nawróconego, wierzącego. Byłoby to działanie nie tylko nieuzasadnione, ale i równie mało tłumaczące. Tytułowy koncept „poeta słabej wiary” wskazuje na kontaminację pojęcia biblijnej „małej” wiary, nieodłącznej od życia apostołów, oraz pojęcia „słabości”, w rozumieniu Gianniego Vattimo [11]. Różewicz nie wierzy w religijne przesłanie dane w sposób niezmienny i to samo dla wszystkich. Nie wierzy w bezpośrednią dostępność prawdy. Pozostaje w swej dramatycznej drodze, na której tropi ślad i „ślad śladu” – Boga. Tę drogę nazwać możemy naśladowaniem. Tę drogę możemy też nazwać wiarą „słabą” – jak ujmuje to Vattimo – „wiarą w wiarę”, credere in credere.