Czego oko nie widziało...

Ewangelia jest jedną wielką obietnicą zbawienia i wezwaniem do tego, żeby się na nie otworzyć. Po to zaś Jezus tak często mówił o potępieniu wiecznym, żeby możliwie nikt się do piekła nie dostał, żeby nikt tego wyroku nie usłyszał. Znak, 1/2007





W ten sposób rozumieli tę prawdę wielcy mistycy. „Lepiej będzie dla mnie – modliła się święta Katarzyna ze Sieny – jeśli wszyscy będą zbawieni, a ja sama będę znosić męki piekielne, bylebyś tylko mi zostawił miłość do Ciebie... Jeśli Twoja prawda i sprawiedliwość zgodzą się na to, chciałabym zupełnego zniszczenia piekła albo przynajmniej, żeby żadna dusza tam się więcej nie dostała. A najbardziej bym się cieszyła, gdybyś położył mnie na paszczę piekła, żeby ją zamknąć
i żeby nikt więcej tam się nie dostał. Bo w ten sposób wszyscy moi bliźni byliby zbawieni”.

Niestety, przygasła w Kościele – dawniej bardzo intensywna – świadomość, że zbawienie wieczne, i moje, i kogoś innego, może być zagrożone. Jakby mniej nam dziś zależy na tym, żeby nasz bliski przed śmiercią się wyspowiadał. Jakby mniej się boimy tego, że śmierć, moja lub tego drugiego, odbierze nam możliwość pojednania i utrwali nieprzyjaźń.

AW: Czy cena za przyjmowanie tezy wiecznym potępieniu nie jest zbyt duża? Trudno zaprzeczyć, że idea piekła wyrządziła szkody w dziejach. Czy wychowawczej roli piekła nie mógł przejąć czyściec, który jest równie bolesny, ale pozostawia nadzieję na zbawienie? W myśleniu o sprawach ostatecznych chyba najtrudniej zachować równowagę między miłosierdziem a sprawiedliwością Boga, a z drugiej strony – między ludzką nadzieją na zbawienie a groźbą potępienia. Z książek Ojca najmocniej zapamiętałem fragment o miłości małżeńskiej, który przeczytałem tuż przed ślubem: jesteśmy pewni, że miłość przetrwa do końca życia, ale zarazem nie możemy jej traktować jak trwałej własności, bo kto nie dba o miłość, może ją przegrać. Dla mnie ta recepta Ojca pasuje do małżeństwa i chyba sprawdza się również w myśleniu o sprawach ostatecznych, które musi jakoś zrównoważyć pozorną niewspółmierność miłosierdzia i sprawiedliwości Boga wobec grzesznych i słabych ludzi.

MB: Pójdźmy zatem tropem tej niewspółmierności: nasze grzechy w naszym skończonym świecie są grzechami skończonymi, dlaczego więc karą za nie ma być nieskończone cierpienie? Ufając w Boże miłosierdzie, spodziewalibyśmy się raczej kary mniejszej niż wina. A nawet gdyby została nam już tylko sprawiedliwość, ona i tak nakazywałaby ich zrównanie.


Przepraszam, ale powiem ostro: przy wierze nie wolno majsterkować, a teologia nie jest takim układaniem puzzli, ażeby wszystko ładnie się dopasowało. Oczywiście, że gdybyśmy piekło zastąpili czyśćcem, to byłoby bardziej logicznie. Rzecz w tym, że Pan Jezus, ostrzegając nas przed odrzuceniem wiecznym, mówił radykalnie. Wydaje mi się zresztą, że właśnie dlatego tak radykalnie nas ostrzegał, bo z całą jasnością nauczał o nieskończonym Bożym miłosierdziu i o wezwaniu nas do życia wiecznego. Przecież o potępieniu wiecznym mówił nie po to, żeby nas o nim poinformować, ale żeby nas przed nim obronić.

MB: To może inaczej: jeśli matka ma syna, który jest skończonym grzesznikiem, który odwraca się od niej i od Boga, i jeśli ona jest wciąż zdolna go kochać i mu wybaczać, i nigdy by jej nie przyszło do głowy karać go wiecznym potępieniem, to trudno sobie wyobrazić, by Bóg mógł mieć wobec niego taki zamiar.

Doprowadźmy tę intuicję do końca: Czy ta matka mogłaby być szczęśliwa w niebie, gdyby jej syn był odrzucony na wieki? Otóż jednego bądźmy pewni: że Bogu o wiele bardziej niż tej matce zależy na tym, ażeby jej syn dostąpił zbawienia. Zatem jeżeli jednak on nie będzie zbawiony, to dlatego, że naprawdę nie chciał zbawienia przyjąć.
«« | « | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 | 11 | 12 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...