Ewangelia jest jedną wielką obietnicą zbawienia i wezwaniem do tego, żeby się na nie otworzyć. Po to zaś Jezus tak często mówił o potępieniu wiecznym, żeby możliwie nikt się do piekła nie dostał, żeby nikt tego wyroku nie usłyszał. Znak, 1/2007
Michał Bardel: Ojcze Profesorze, czy przystoi chrześcijaninowi dopytywać się o sprawy ostateczne? Może raczej powinien zaufać Panu Bogu i zająć się przygotowaniem do śmierci? Bardzo jesteśmy ciekawi, czy Ojciec wejdzie dziś w rolę poskramiającego naszą ciekawość duszpasterza czy raczej dociekliwego teologa...
Jacek Salij OP: Wiele tu porządkuje zaproponowane przez Gabriela Marcela rozróżnienie prawdy jako problemu i prawdy jako tajemnicy; prawdy, którą można posiąść, i prawdy, która nas bierze w posiadanie. Problem staramy się rozwiązać, tajemnicę należy zgłębiać, gdyż dotyczy ona prawdy, która nas przekracza, która nas tworzy. To dlatego poszukiwanie prawdy, która mnie przekracza, dokonuje się nie tylko za pomocą głowy, ale także poprzez całą moją postawę życiową. Rzecz jasna, poszukiwać prawdy można i trzeba wspólnie, nieraz w starciu wzajemnym, w dyskusji, ale bez „poklepywania prawdy po ramieniu”. W trakcie poszukiwania należy też przypatrywać się temu, jak tę tajemnicę widzieli różni ludzie – przecież nikt z nas nie jest Bogiem, który miałby wgląd nieomylny i pełny w prawdę absolutną.
Jeśli zaś idzie o ciekawość w sprawach wiary, powinna to być ciekawość prawdy naszej sytuacji wobec Boga, a nie ciekawość tego, „jak to fajnie w raju było”, ani ciekawość tego, jaki jest los ostateczny Adolfa Hitlera. Pytanie o raj, czyli o to, na czym polegał stan sprawiedliwości pierwotnej naszych prarodziców, jest w gruncie rzeczy pytaniem o naszą obecną sytuację duchową. Bóg nie zrezygnował przecież ze swojego przedwiecznego zamysłu, żebyśmy byli – jako Jego przyjaciele – bezgrzeszni i niepokalani, i chociaż do końca naszych dni będziemy jakoś tam naznaczeni grzechem, to przecież Boże powołanie do ostatecznej bezgrzeszności nosimy w sobie – i częściowo realizujemy – już teraz.
Również z naszą przyszłością ostateczną jest trochę podobnie jak z przyszłością doczesną: naszą przyszłość, dobrą lub złą, w znacznym stopniu kształtujemy dzisiaj, ona w dużym stopniu zależy od naszych dzisiejszych wyborów i zachowań. Tego, kto dzisiaj doświadcza, jak „dobrze być blisko Boga, w Panu znaleźć sobie schronienie” (Ps 73, 28), kto dzisiaj wie, jak Bóg potrafi być zaskakujący, cudownie „nieprzewidywalny” – nie trzeba przekonywać o prawdzie słów apostoła Pawła, że „ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują (1 Kor 2, 9).
Podobnie w sprawie zmartwychwstania ciał, niewiele sensu mają pytania, jak to będzie. Chodzi o to, żebyśmy dzisiaj doświadczali mocy Bożej, uzdrawiającej duchowo również nasze ciała, uzdalniającej je do czynienia dobra i współpracy z łaską, czyniącej je świątyniami Ducha Świętego! Dopiero z tej perspektywy nabierają sensu pytania, co się stanie z naszymi ciałami po zmartwychwstaniu.