Wiele uregulowań zawartych w przyjętej w 1991 roku ustawie o systemie oświaty bez zbędnego kamuflażu, a wręcz tak zwanym otwartym tekstem informuje, że na ich podstawie niewielkie są szanse na zbudowanie jakiegokolwiek istotnego oświatowego sukcesu. Znak, 06/2007
Podniesienie przez kandydata na dyrektora szkoły – oczywistego i obiektywnie ważnego – tematu polityki kadrowej redukuje do minimum jego szanse na zdobycie głosów nauczycieli i związkowców. Poirytowani byliby też tym postulatem przedstawiciele samorządu (organ prowadzący) i kuratorium (nadzór), gdyż wystosowanie go zawierałaby sugestię, że nie dość doskonale wypełniali oni swe funkcje wobec danej szkoły. Z jeszcze większym lękiem i wrogością zareagują wszyscy wymienieni na wzmiankę o potrzebie jakiejkolwiek reorganizacji szkoły i na wiele innych pomysłów ujawniających kreatywność kandydata. Z przepisów regulujących sposób wyboru dyrektora wyłania się dyrektywa: chcąc zwiększyć szanse wygrania konkursu, należy utwierdzić komisję w przekonaniu, że jest się człowiekiem bez właściwości; im kandydat mniej konkretnie wskaże swe zamiary, im większe wykaże zdolności dyplomatyczne, nie wzbudzając niczyjego niepokoju, tym większe ma szanse na elekcję.
Takie prawo zniechęca do kandydowania nauczycieli ceniących się wyżej niż oczekują tego twórcy przepisów. Nie podjęli oni ryzyka porażki z tego tylko powodu, że skład komisji konkursowej przesądza o tym, iż twórcze podejście do organizacji i zarządzania oświatą musi ustąpić socjotechnice.
Słabość pozycji prawnej lidera szkoły przejawia się nie tylko w przepisach o jego elekcji, ale również w tych, które określają jego relacje z instytucjami nadzorującymi szkołę. Pozwalają one wypowiedzieć tezę, iż dyrektor jest przede wszystkim wasalem podległym swoim zwierzchnikom, a w zdecydowanie mniejszym stopniu jest on szefem ludzi, których zatrudnia. Kierując dużą i skomplikowaną instytucją oraz ponosząc osobistą odpowiedzialność za efekty, ma bowiem niewielki wpływ na skład kadry nauczycielskiej, a jeszcze mniejszy na decyzje finansowe. Jest to wpływ większy od tego, jakim dysponowali dyrektorzy przed zmianami wprowadzonymi przez ministra Mirosława Handke, ale ciągle jest on mały.
Niska pozycja prawna dyrektora wobec administracji wynika ze szczególnie paskudnej cechy prawa oświatowego, które napisano „pod nadzór”. Świadczy o tym ogromna ilość tzw. delegacji ustawowych, czyli przepisów ustawy nakazujących władzy wykonawczej wydanie rozporządzenia celem uregulowania kwestii bardziej szczegółowych. Ustawa o systemie oświaty zawiera kilkadziesiąt takich delegacji i aż tyle obowiązuje – związanych z funkcjonowaniem szkół – rozporządzeń ministra edukacji, ale też ministrów od kultury, od sportu, a także od rolnictwa.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.