Wiele uregulowań zawartych w przyjętej w 1991 roku ustawie o systemie oświaty bez zbędnego kamuflażu, a wręcz tak zwanym otwartym tekstem informuje, że na ich podstawie niewielkie są szanse na zbudowanie jakiegokolwiek istotnego oświatowego sukcesu. Znak, 06/2007
Pod koniec pobierania nauki w podstawówce stałem się ofiarą wdrażanej w początkach lat 70. minionego wieku reformy oświaty. Absurdy wiążące się z funkcjonowaniem w ówczesnej szkole nadszarpnęły mój szacunek do nauczycieli angażujących się w tę oświatową fikcję. Bezwiednie wprawiałem się wówczas w omijaniu raf w postaci wymuszanych światopoglądowych deklaracji, napuszonych apeli i pochodów oraz w umiejętności trwania w narzuconych strukturach bez zapierania się samego siebie. Rozwijałem tę umiejętność w liceum, które zapamiętałem jako szkołę moralnego i politycznego przetrwania, a następnie na studiach. Były to czasy negowania przez władze idei prymatu rodziców w wychowaniu własnych dzieci. Rządzący – wspierani przez usłużnych luminarzy pedagogiki – głosili wówczas, że prymat w wychowaniu należny jest partii komunistycznej i konsekwentnie wymagali zgodności oświatowej praktyki z tą prostą dyrektywą.
Dziesięć lat po maturze zostałem wychowawcą w domu dziecka i przyszło mi odwiedzać liczne szkoły, do których uczęszczały dzieci powierzone mojej trosce. Kiedy niebawem dostąpiłem uczestniczenia w wywiadówkach w roli rodzica, wiedziałem już, że – mimo zmiany ustroju – od czasu, kiedy sam byłem uczniem, w szkole niewiele zmieniło się na lepsze.
Ostatnio wiele oświatowych przemyśleń zawdzięczam spotkaniom z uczestnikami studiów podyplomowych dla managerów oświaty, czyli osobami, które widzą siebie w roli przyszłych formalnych liderów oświatowych struktur. Funkcjonowanie tych struktur oglądam od wielu lat w zwierciadle spraw dotyczących łamania praw uczniów zgłaszanych do organizacji pozarządowej, w której jestem wolontariuszem.
Bogaty w oświatowe doświadczenia, nie potrafię wypowiedzieć o polskiej szkole zbyt wielu pochwał. Bliska jest mi natomiast myśl, że światli rodzice powinni pomagać swym dzieciom, by udało im się przejść doświadczenie szkoły bez nadmiernego uszczerbku na duchu i (czasami również) intelekcie. Studenci pedagogiki traktują tę refleksję jak przejaw wisielczego humoru lub niegroźnego dziwactwa, nie chcąc przyjąć do wiadomości, że mówię prawie całkiem serio.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.