Chrześcijanie starają się o zbawienie duszy, doskonalą życie duchowe i zmierzają do uduchowienia całego życia. Tak pojmowana duchowość niewiele ma wspólnego z chrześcijaństwem, które akcentuje, że celem ludzkiego życia nie jest trwanie w stanie czystego ducha, ale zmartwychwstanie ciał. Znak, 10/2007
Tyle teoria. Praktyka jednak zdecydowanie od niej odbiega. Z jednej strony duchowni (w tym także biskupi, by przypomnieć tylko abp. Sławoja Leszka Głodzia, który uznaje wypowiedzi świeckich chrześcijan na tematy wewnątrzkościelne za naruszenie zasady rozdziału państwa i Kościoła) często akcentują, że pewne sprawy załatwić trzeba wewnątrz Kościoła (co oznacza zazwyczaj wśród biskupów, ewentualnie z udziałem zaufanych, ale niezbyt licznych księży i „zawodowych” katolików), z drugiej zaś świeccy często w ogóle nie poczuwają się do bycia Kościołem, odrzucają zawarte w ich powołaniu wezwanie do świadectwa przed światem i zgadzają się na podrzędny status: chrześcijan drugiej kategorii. Jest to bowiem sytuacja o wiele dla nich wygodniejsza. Można wówczas wszelkie wezwania do chrześcijańskiej doskonałości zrzucić na innych, na „doskonałych” duchownych, a samemu pogrążyć się w słodkim duchowym nieróbstwie. Zdanie „od księży wymaga się więcej” jest jednym z najczęstszych potwierdzeń tego typu eklezjalnego manicheizmu wśród „szeregowych” katolików.
Ten typ pojmowania Mistycznego Ciała Chrystusa, jakim jest Kościół, wyrasta zresztą z rozumienia człowieczeństwa, jakie właściwe jest wielu duchownym i świeckim chrześcijanom. Opiera się ono na najgłębszym przekonaniu, że tym, co stanowi człowieczeństwo, nie jest zjednoczenie tego, co duchowe, i tego, co materialne, nie jest po prostu osoba, ale jakaś mityczna, wyabstrahowana z tego, co ludzkie, dusza. Chrześcijanie (bo rzecz nie dotyczy tylko katolików) starają się więc o zbawienie duszy, doskonalą życie duchowe i zmierzają do uduchowienia całego swojego życia. Problem tylko w tym, że tak pojmowana duchowość (znowu to słowo!) niewiele ma wspólnego z chrześcijaństwem, które akcentuje, że celem ludzkiego życia nie jest trwanie w stanie czystego ducha, ale zmartwychwstanie ciał. Zmartwychwstanie Chrystusa nie było tylko wydarzeniem duchowym, nie ograniczyło się do przyjęcia pozornego ciała, by móc pokazać się uczniom, ale oznaczało totalną przemianę człowieczeństwa, wraz z właściwą mu cielesnością. Podobnie rozumieć trzeba zmartwychwstanie innych. Jak pokazuje św. Tomasz w Traktacie o zmartwychwstaniu: Dusza Abrahama nie jest samym Abrahamem, ale jego częścią; tak samo z innymi. Toteż życie jego duszy nie wystarczałoby na to, żeby Abraham był żyjący, albo żeby Bóg Abrahama był Bogiem żyjącego. Do tego bowiem wymagane jest życie całości złożonej z duszy i ciała [5].
To przekonanie o konieczności cielesnego zmartwychwstania dla pełnego szczęścia oznacza zatem przyjęcie, że człowiek jest „uduchowionym ciałem”, a nie „ucieleśnioną duszą”, że cielesność nie jest czasową powłoką, w najlepszym razie nieistotną dla zbawienia, ale integralną częścią człowieczeństwa, która ma być przebóstwiona i zbawiona.
[5] Św. Tomasz z Akwinu, Summa Theologiae, zag. 75, art. 1, ad. 2, Suma Teologiczna, t. 33: Zmartwychwstanie ciał, tłum. P. Bełch OP, Londyn 1983, s. 127.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.