Jeśli wierzymy, że chrześcijaństwo opiera się na tym, iż w „pełni czasu” Bóg wszedł w ludzką historię jako prawdziwy człowiek, działający w niej ludzki podmiot, to dzieje tego człowieka mają fundamentalne znaczenie dla zrozumienia chrześcijaństwa. Znak, 4/2009
Ślady, które można badać za pomocą dokładnie tych samych środków, jakie zwykle stosujemy do odtwarzania dziejów. Innymi słowy: metody nauk historycznych są jak najbardziej adekwatne do odtwarzania ludzkiej historii Jezusa z Nazaretu. Zatem możemy się zasadnie spodziewać, że wraz z doskonaleniem metod badań historycznych i ewentualnym poszerzaniem się zasobu dostępnych źródeł będziemy dochodzić do coraz wierniejszych rekonstrukcji Jego postaci.
Oczywiście, będzie to seria – potencjalnie nieskończona – kolejnych przybliżeń: niekompletnych ze względu na charakter źródeł i prowizorycznych ze względu na ewolucję metod. Pewnie z perspektywy religijnej, która wypatruje prawd ostatecznych, taka niestabilność może się wydawać niezadowalająca, ale czy całe nasze poznanie rzeczywistości nie jest właśnie serią kolejnych przybliżeń? Dlaczego w tym wypadku miałoby być inaczej?
A co z wiarą w Chrystusa?
Jednocześnie perspektywa chalcedońskiego dogmatu pozwala nam dostrzec drugą stronę medalu. Kompetencje nauk historycznych dotyczą dziejów człowieka – Jezusa z Nazaretu. I tu się kończą. Jeśli zaś Kościół zgodnie z chalcedońskim sformułowaniem wyznaje, iż człowieczeństwo Jezusa było własnym człowieczeństwem Boga „bez rozdzielenia i bez rozłączenia”, to część tożsamości Chrystusa będzie się de iure wymykać perspektywie nauk historycznych.
Te są, rzecz jasna, w stanie stwierdzić, iż po Jezusie pozostali uczniowie. I że oni wyróżniali się od innych Żydów wiarą w Jego zmartwychwstanie. I że ich z kolei uczniowie pod koniec I wieku doszli do niezachwianego przekonania o boskości Jezusa. Jednak znakiem bezdennej naiwności byłoby oczekiwanie od nauk historycznych potwierdzenia tego zapatrywania na przykład w postaci stwierdzenia: „Jest historycznym pewnikiem, że Jezus z Nazaretu od chwili poczęcia był wcielonym Bogiem”. Zresztą, gdyby boskość Jezusa była historycznie ewidentna, czy pozostałoby jakieś miejsce na wiarę?
Myślę, że warto przejść jeszcze kilka kroków tropem kwestii relacji pomiędzy człowieczeństwem Jezusa a wiarą w Niego jako Syna Bożego. Jakkolwiek wszelkie stopniowanie trudności wiary wydaje się nieco problematyczne, nie sposób nie zwrócić uwagi na to, że wiara we wcielenie żąda pójścia „dalej”, niż wymaga tego na przykład „prosty” monoteizm.
Nie wystarczy wierzyć w Boga, trzeba także uwierzyć, że stał się On konkretnym człowiekiem w ramach ludzkiej historii. Czyli że Jezus z Nazaretu, wedle określenia Johna P. Meiera: „marginalny Żyd” z Galilei, jest Bogiem. Świadomość owego napięcia nie jest poza tym rzeczą nową. Leon Wielki, pisząc w V wieku do Flawiana, tak wyrażał fundamentalny paradoks chrześcijańskiego rozumienia Boga i Jego związku z człowiekiem i historią:
niewidzialny w swojej naturze stał się widzialny w naszej; niepojęty chciał być ogarniony; istniejący przed wiekami zaczął istnieć w czasie; Pan wszechświata przyjął postać służebną, zasłaniając swój niezmierny majestat; nie podlegający cierpieniu Bóg nie zawahał się być człowiekiem podległym cierpieniu, a nieśmiertelny poddał się prawom śmierci.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.