Potrzeby Polski są jasne. Aby je zrealizować, potrzeba - w sensie politycznym - światłej, otwartej prawicy. Prawicy myślącej konkretem, niebojącej się nowoczesności. Prawicy jednocześnie i konserwatywnej (społeczeństwo), i liberalnej (gospodarka). Więź, 7/2007
Tak się składa, że najsilniejszym nośnikiem tychże tradycyjnych wartości jest w Polsce Kościół katolicki. Jednocześnie wartości owe żyją i funkcjonują poprzez duchowy wymiar aktywności Kościoła, ale też poprzez jego kalendarz, rytuał i kształtowaną przezeń obyczajowość. W taki oto sposób chcę powiedzieć — i aż się lękam, że zabrzmi to niezwykle banalnie — iż nasze powodzenie w Unii zależy i od tego, jak upowszechnimy internet, i od tego, czy nadal w niedzielę będziemy chodzić do kościoła.
Ciekawe jest przy tym i to, że właśnie taka Polska jest potrzebna Europie. W sensie bowiem szerszym (tzn. wykraczającym poza polskie interesy) potrzebna jest w Unii wielka debata nad elementami rzeczywiście budującymi dobrą przyszłość. A więc takimi, które pokażą, na czym polega dotychczasowe fiasko tak przecież sensownych przedsięwzięć jak słynna strategia lizbońska.
Można, bez większego ryzyka popełnienia błędu, powiedzieć, że fiasko to bierze się z braku politycznej odwagi i z braku zrozumienia, co tak naprawdę nas łączy, co jest naprawdę wspólne w Europie. Prawdą jest bowiem, że absolutnie kluczowy dla Europy jest pościg za Stanami Zjednoczonymi w kwestiach innowacyjnych i strategia przyjęta w Lizbonie nie myli się w tej kwestii. Prawdą jest jednak także i to, że dystans technologiczno-cywilizacyjny pomiędzy Stanami a Starym Światem rośnie. Dzieje się tak dlatego, że Europa nieustannie poszukuje kompromisów, rozwadniając w nich co cenniejsze inicjatywy. Dzieje się tak również z tego powodu, że biurokracja europejska żywi się sama sobą, niepotrzebnie marnując pieniądze na pozorne i rzeczywiste, ale niemające żadnego znaczenia konsultacje i rozmowy. Wreszcie dlatego, że w sprawach, o których powinni decydować specjaliści, decydują politycy bądź urzędnicy. Ten przerost niewłaściwie pojętej demokracji hamuje Unię Europejską. W gruncie rzeczy taki przedziwny stan ciągłej potencji, która nie potrafi stać się aktywnością, wynika i z braku odwagi wielu decydentów, i z braku wśród nich osobowości.
Ta nieustanna potrzeba (?) poszukiwania kompromisów, także wówczas, gdy nie są one bezwzględnie konieczne, wiąże się z lękiem, że nie jesteśmy w Unii ze sobą tak trwale połączeni, jak tego może chcielibyśmy, że więzy wspólnotowe mogą pękać, a projekt europejski może się rozsypać. Jest to, jak sądzę, bezpośrednio związane z tym, że tworzenie Unii układa się wyłącznie na przedsięwzięciach, a nie na poszukiwaniu wspólnych korzeni.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.