Proponując terapię naprawczą trzeba być ostrożnym, aby jej nie ideologizować. Nie przedstawiać jej jako jedynego modelu oddziaływania psychoterapeutycznego ani nie czynić zeń psychoterapii chrześcijańskiej. Wieź, 10/2007
C. Żechowski: Całkowicie się zgadzam. Niedopuszczalna jest w terapii sytuacja, która potęguje w pacjencie poczucie winy. Doprowadzić to może bowiem do tego, że broniąc się przed tym poczuciem winy, sam przed sobą gotów będzie deklarować coś, co jest nieprawdą.
– A to z kolei może doprowadzić go do podjęcia kroków, które bywają tragiczne w skutkach nie tylko dla niego. Może na przykład wejść w związek małżeński, a potem nie znaleźć w sobie dość siły, aby w nim trwać, kiedy stłumione skłonności powrócą ze wzmożoną siłą.
J. Prusak SJ: Wszystko to prawda. Powtórzę: jakiekolwiek ideologizowanie terapii jest niedopuszczalne i nieetyczne. Pamiętajmy jednak także o drugiej stronie zjawiska: skoro homoseksualizm zniknął z klasyfikacji zaburzeń psychicznych, większość lekarzy czy terapeutów nie chce podjąć się interwencji – nie mogą przecież leczyć czegoś, czego nie ma. Warto tu jednak dokonać rozróżnienia – podjęcie się pomocy człowiekowi, który nie akceptuje swoich homoseksualnych skłonności, nie musi oznaczać, że lekarz czy terapeuta traktuje homoseksualizm jako zaburzenie psychiczne. Człowiek ma prawo do cierpienia z powodu swojego homoseksualizmu, ma prawo nie identyfikować się z nim. Zadaniem lekarza jest po pierwsze nie szkodzić, czyli leczyć. Twierdzenie: „cierpisz, ale nie na homoseksualizm” uważam za nadużycie, jeśli nie idzie za nim gruntowne rozpoznanie psychodynamicznych uwarunkowań pacjenta.
– Wyobraźmy sobie sytuację, w której młody człowiek ma silną motywację do zmiany swojej orientacji seksualnej. Podejmuje często długoletnią, nierzadko heroiczną wręcz terapię, okazuje się jednak, że ten wysiłek nie przynosi upragnionego rezultatu. Co w takiej sytuacji? Teraz rodzice nie mają złudzeń. Już nie ma nadziei, że dziecko nie będzie homoseksualne, oni jednak nadal uważają, że trzeba je ratować.
C. Żechowski: Skoro terapia nie przyniosła oczekiwanego rezultatu, młody człowiek zmuszony jest szukać w sobie zgody na to, że będzie musiał żyć z tą orientacją i ze wszystkim, co ta sytuacja w nim wyzwala: buntem, rozpaczą, poczuciem niespełnienia, krzywdy albo przeciwnie – z decyzją, że szukać będzie spełnienia, i z jej wszystkimi konsekwencjami. Dla rodziców oznacza to alternatywę – albo mogą go takim zaakceptować, albo odrzucić. Teraz problem jest jeszcze poważniejszy – dla młodego człowieka, któremu pomimo prób nie udało się wyzbyć homoseksualnych skłonności, oznacza nie tylko konieczność negocjowania własnego wyobrażenia samego siebie, ale też negocjowania swojego wyobrażenia w oczach rodziców. Żadna ze stron nie ma złudzeń albo tych złudzeń musi się pozbyć. Jeśli się ich nie pozbędzie, pojawią się kolejne problemy.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.