Sam jako biskup zdziałam niewiele

Każde czasy mają swoją skalę trudności. Dzisiejsze są zupełnie inne niż trzydzieści czy dwadzieścia lat temu. Nie chcę bagatelizować aktualnych problemów, bo to są rzeczywiście wielkie wyzwania do nowej ewangelizacji. Patrzmy jednak na nie we właściwych proporcjach. Wieź, 6/2008



Długofalowość działań, o której myślę, to przede wszystkim żmudna praca nad tworzeniem nowej mentalności, nowego myślenia u księży, poczynając od seminarium, poprzez duszpasterstwo parafialne, duszpasterstwo ruchów, grup i innych organizacji. Na to trzeba dużo czasu. Drugie moje główne zadanie to wypracowanie odpowiednich sposobów apostolstwa świeckich. Chodzi mi tu nie tylko o kilka czy kilkanaście mocnych elitarnych grup ponadparafialnych, lecz o to, żeby zejść z tym apostolstwem świeckich na poziom parafii i przekonać wszystkich, których tam można spotkać, że Kościół to nie duchowy supermarket, że parafia nie jest miejscem, do którego się przychodzi po zaspokojenie duchowych potrzeb, lecz że parafia naprawdę może być szkołą uczniów Chrystusa, szkołą apostołów, a także może pomagać ludziom kroczyć drogą zbawienia.

Kościół dzisiaj nie poradzi sobie – nawet ze swoją podstawową misją głoszenia słowa Bożego, posługi liturgicznej, sakramentalnej i posługi miłości – bez apostolstwa świeckich. Ale żeby tak się stało, księża muszą uczyć apostolstwa świeckich, czyli dopuścić świeckich do pewnych działań wewnątrzkościelnych, po to, żeby oni mogli być apostołami także wewnątrz Kościoła, na właściwym polu swojego apostolstwa.



Nowa inteligencja


W tym celu niezbędne są różne grupy w parafii. W obecnej sytuacji duży nacisk kładę na duszpasterstwo studentów. To jest przyszłość Kościoła – przyszłość tej parafii, w której teraz są, czy każdej innej, w której kiedyś będą. Od studentów zależy przyszłość obecności Kościoła w świecie współczesnym.

Moim zdaniem, obecnie trzeba dokonać znaczącej redefinicji pojęcia inteligencji w Polsce. Jesteśmy przecież świadkami ogromnej ilościowej rewolucji, jaka dokonała się na rynku edukacyjnym po roku 1989. Dość powiedzieć, że w roku 1990 maturę zdawało mniej niż 40%, dzisiaj zdaje 90%; studiowało wówczas 13%, a obecnie 50% – i liczby te będą nadal rosły. Kiedyś szkoła zawodowa wystarczała, by pracować do emerytury, dzisiaj nie wystarcza matura. Wydaje mi się nawet, że wartość magisterium uległa dużej dewaluacji. Wartość dawniejszego magisterium można porównać do dzisiejszego doktoratu. W tej dziedzinie zmienia się bardzo dużo. Tylko na, niewielkim przecież, UKSW w tym roku akademickim trzy tysiące osób rozpoczęło studia licencjackie, kolejne trzy tysiące – studia magisterskie, a jest także tysiąc doktorantów…

I teraz pytanie: kto dziś jest inteligencją katolicką – czy każdy magister-katolik? Także ten, który – nikogo nie obrażając – czasem kupił swoje magisterium w jakiejś szkole prywatnej? A może tylko ci, którzy po prostu mają większe aspiracje? Albo ci, którzy ukończyli markowe uniwersytety? Jak definiować, jak redefiniować inteligencję katolicką?

I jeszcze ważniejsze pytanie: w jaki sposób dotrzeć do dzisiejszego młodego pokolenia studentów? Kiedy studiowało 7-10% młodych ludzi, wystarczało kilka dobrych duszpasterstw akademickich w dużym mieście, obejmujących parę tysięcy osób. Ale dziś, kiedy w Warszawie jest trzysta tysięcy studentów, zdecydowanie to nie wystarcza.



«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...