Życie z gwarancją wieczystą

eSPe 2/89/2010 eSPe 2/89/2010

O kaskaderach, obiegowych opiniach i zakorzenieniu opowiada ks. Andrzej Przybylski, rektor Wyższego Seminarium Archidiecezjalnego w Częstochowie.

eSPe: Lubi Ksiądz ryzyko? Pytam, bo decyzja o przyjęciu święceń czy nawet wstąpieniu do seminarium dla niektórych to jak wyczyn kaskaderski...

ks. Andrzej Przybylski: Nie lubię. Nie należę do gatunku kaskaderów gotowych narażać swoje życie. W dzieciństwie miałem okazję przyglądać się jak kręcone są filmy. Widziałem kilka scen z udziałem kaskaderów i wtedy odkryłem, że kaskaderstwo wymaga może dużej sprawności fizycznej i brawury, ale jest to trochę sztuczne ryzyko. Moja decyzja na wstąpienie do seminarium nie miała więc nic z kaskaderskiego skoku.

Wstąpiłem do seminarium po studiach świeckich i moja decyzja była efektem poszukiwań drogi najpewniejszej, właśnie takiej, gdzie ryzyko jest najmniejsze. Myślę, że każdy, kto się wybiera do seminarium, musi najpierw posiadać fundamenty wiary, a wiara jest zapewnieniem spełnienia się najlepszych obietnic. Ja nie zaryzykowałem, ja po prostu odpowiedziałem na wezwanie Boga i wybrałem drogę całkowicie zabezpieczoną przez Niego.

Kiedyś w zaułku kościoła zauważyłem kiwającego się młodego chłopaka. Po kilku takich kiwnięciach runął na ziemię. Podbiegłem na pomoc. Okazało się, że wąchał klej i mocno odurzony stracił na chwilę równowagę. Można było z nim jednak pogadać. O nic go właściwie nie pytałem. To on sam najpierw przepytywał mnie ze znajomości filozofii. Rzeczywiście znał się na filozofii do tego stopnia, że nawet moje seminaryjne podstawy okazały się mocno nie wystarczające. Na koniec tej rozmowy powiedział mniej więcej coś takiego: „A ksiądz to poszedł na łatwiznę! Uwierzył w tego swojego Boga i nie musi się już zastanawiać co jest prawdą, za czym pójść, z kim trzymać. U mnie jest odwrotnie. Co mnie zachwyci jakaś filozofia i wydaje mi się, że właśnie taka jest prawda o świecie, to za chwilę poznam jakiś inny system myślenia i znów nie wiem, gdzie jest prawda”. Jeśli pójście do seminarium jest jakimś ryzykiem to chyba tylko w zakresie właściwego rozeznania powołania, pytania, czy na pewno to jest moja droga? Bo każda droga do świętości jest drogą bezpieczną. Wątpliwości mogą się natomiast pojawiać w momencie rozeznawania, ale i tak, gdybyśmy się nawet pomylili, to zawsze można wrócić i znów iść drogą do świętości wyznaczoną przez inne powołanie. Kiedy ktoś żąda ode mnie stanowczego potwierdzenia powołania, proszę go, żeby wstąpił do seminarium, trochę powalczył i sam się przekonał czy to jego droga. Jeśli jest jakieś ryzyko w decyzji wstąpienia do seminarium, to chyba tylko w zakresie rozeznania powołania. To nie jest wybór między życiem a śmiercią, zbawieniem a potępieniem, ale wybór drogi do zbawienia i życia wiecznego. To jest próba odczytania woli Bożej, najcudowniejszego planu Boga dla naszego życia.

O współczesnym pokoleniu młodych istnieje obiegowa opinia, że nie są zdolni do zaangażowania się na całe życie. Skąd może się brać taka postawa?

Oczywiście, że jest to opinia obiegowa. Przed rozpoczęciem pracy w seminarium naczytałem się dużo takich obiegowych opinii o wielkich kryzysach wśród kandydatów do kapłaństwa. Kiedy już drugi rok mieszkam w seminarium, to widzę ilu jest fantastycznych młodych ludzi, którzy postanowili zaangażować się na całego, są w seminarium i aż ich rozrywa, żeby coś robić dla Boga. Czasem jako przełożony muszę nawet gasić ten nawał pragnień i tempo ich realizacji. Nie chciałbym więc podpisać się pod stwierdzeniem, że współczesne pokolenie nie jest zdolne do zaangażowania się na całe życie.

Oczywiście, że są w tym pokoleniu ludzie niezdecydowani, bojaźliwi wobec totalnego zaangażowania się w Boże sprawy, ale nie dałbym sobie uciąć głowy, że jest to jakaś zdecydowana większość. Młodzi chcą się zaangażować, tylko czasem nie potrafią. Dzisiejszy świat nie dał im odpowiednich nawyków, żeby mogli to pragnienie zrealizować. Widzę czasem ich dobre chęci, ich tęsknotę za radykalizmem życia. To tak jak z małymi dziećmi, które rwą się do chodzenia, ale jeśli rodzice ciągle ich będą podpierać, nigdy nie nauczą ich samodzielnego poruszania.  Oni mieli za mało okazji w swoim dzieciństwie, żeby nauczyć się samodzielnego zaangażowania się w różne sprawy. Wynika to z wielu okoliczności, z dobrobytu, z nadopiekuńczości rodziców, z kultury, która uczy nas wymieniania wszystkiego, co się da, na nowsze, od baterii począwszy, przez telefon komórkowy, aż do własnej żony. W dzisiejszym świecie wszystko wydaje się być wymienne, więc nie umiemy się trwale w coś zaangażować.

Jak wypracować w sobie umiejętność przekraczania obaw?

Przede wszystkim nie czekać aż one ustąpią. Czasem trzeba wejść w pewne rzeczy mimo lęku. Jeśli rozum oświecony wiarą podpowiada mi jakąś rzecz jako dobrą, to mimo lęku powinienem w to wejść, a wtedy okazuje się, że te obawy albo były przesadzone, albo bardzo subiektywne. Tak jest również z powołaniem. Odkryciu powołania może towarzyszyć lęk. Może to być lęk przed negatywną albo prześmiewczą reakcją środowiska, może to być lęk przed tym, że sobie nie poradzę, albo, że źle rozeznałem drogę.

 

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...