O sytuacji w Polsce trzeba mówić jak o elemencie większej całości. Kryzys w Kościele dotyczący wykorzystywania seksualnego nieletnich nabrał charakteru globalnego. Problemem okazały się nie tylko przestępstwa niektórych duchownych, lecz także reakcje kościelnych przełożonych.
Jak by to miało wyglądać?
Myślę na gorąco... Trzeba spojrzeć na doświadczenie Kościoła w ostatnich dziesięcioleciach i na diagnozę papieży, zmierzyć się z tym wszystkim w klimacie rachunku sumienia oraz zacząć w tym duchu komunikować się z ofiarami i z wiernymi, zapowiadając rozliczenie przeszłości tak, by nie było pytań, czy za kilka lub kilkanaście lat (jak obecnie w USA) nie wypłyną jakieś zaniedbania czy wręcz karygodne zachowania. Poza tym trzeba potraktować jako priorytet podjęte i ogłoszone zobowiązanie budowania systemu prewencji i pomóc księżom w odnalezieniu się w tym kryzysie jako uczniom Jezusa, którzy w Jego duchu dźwigają skutki własnych grzechów i przestępstw niektórych współbraci.
Amerykanie rozróżniają kilka etapów świadomości społecznej i debaty publicznej w odniesieniu do wykorzystywania seksualnego. Pierwszy etap to „zaprzeczanie”. Drugi: „legitymizacja”, czyli stopniowe uznawanie, że problem faktycznie istnieje. Trzeci: „epidemia” – fala ujawnień ze strony ofiar. Po niej zwykle pojawia się „kontrreakcja”, która pomniejsza problem lub wręcz neguje jego istnienie. A kończy się to „instytucjonalizacją”, czyli wprowadzaniem solidnych mechanizmów zapobiegania i postępowania. W pierwszej fazie kryzysu w Kościele amerykańskim – dziś my jesteśmy w tym punkcie – społeczeństwo było w fazie „epidemii”. Jak to wygląda u nas?
U nas te etapy się mieszają. Pod względem podejścia do tematyki wykorzystania seksualnego i jako społeczeństwo, i jako Kościół mamy spory poślizg w stosunku do USA i szeregu innych krajów. Mierzenie się z tym kryzysem najtrudniej przychodzi zresztą krajom o większości katolickiej. Jesteśmy gdzieś w pobliżu etapu „epidemii”. Ciągle jednak jeszcze pojawia się zaprzeczanie i jednocześnie już jest kontrreakcja, zazwyczaj występująca po „epidemii”. Część ludzi już ma serdecznie dosyć dreptania w miejscu.
Czy przebieg tych faz da się przyspieszyć?
Przyspieszenie właśnie już się dokonuje na naszych oczach. Skuteczna instytucjonalizacja zależy nie tylko od Kościoła albo od organizacji pozarządowych. To również państwo ma obowiązek działać w duchu zasady pomocniczości, stwarzając ramowe warunki dla ochrony dzieci przed przemocą. Na razie nic nie wskazuje, by polski rząd miał zamiar zrobić coś więcej dla ochrony małoletnich niż zaostrzanie prawa karnego. Historia postulatu rzecznika praw dziecka, by przystąpić do tworzenia narodowej strategii ochrony dzieci przed przemocą, jest bardzo pouczająca.
Istotnie, rzecznik praw dziecka Marek Michalak dwukrotnie występował z wnioskiem do premiera o podjęcie działań w kierunku opracowania takiej strategii i dwukrotnie otrzymał odpowiedź, że aktualnie nie zachodzi taka konieczność...
Jest jedna rzecz, którą jesteśmy obecnie w stanie zrobić, nie czekając na odgórne rozporządzenia. Trzeba, żeby katolicy świeccy zaangażowali się wyraźnie w tej dziedzinie. Papież Franciszek zdecydowanie odwołuje się do całego Ludu Bożego, a nie tylko do samych biskupów i księży. Jest to więc okazja do wzięcia odpowiedzialności za Kościół bez czekania na to, aż biskupi będą jednomyślni, aż się przeszkolą i będą mądrzejsi przed szkodą, a nie po niej.
Co mogliby zrobić świeccy w Polsce?
Możemy np. ułatwić zgłaszanie przestępstw przez towarzyszenie przy zgłaszaniu. Możemy wspierać osoby pokrzywdzone, tworząc środowiskową przychylność dla zgłaszania krzywd dawniejszych. Ustawa o prawnym obowiązku zgłaszania podejrzenia o popełnieniu przestępstwa wykorzystania seksualnego osoby małoletniej, która weszła w życie w lipcu 2017 r., jest szansą, ale też budzi wiele obaw wśród części ofiar. Jest to wyzwanie dla środowisk katolickich. Zgłoszenie przestępstwa wykorzystania seksualnego Kościołowi też jest związane z wieloma barierami. Trzeba więc uruchomić „wyobraźnię miłosierdzia”.
Kolejny ważny element to grupy wsparcia. Nie chodzi o terapię, lecz o miejsca, w których można porozmawiać. W jednej z parafii w Gdyni od wielu lat funkcjonuje grupa wsparcia dla ofiar wykorzystania seksualnego skrzywdzonych w różnych środowiskach.
Można też zainteresować się, jak wygląda profilaktyka w szkole, do której uczęszczają dzieci, albo w parafii – i czy w ogóle jest tam jakaś profilaktyka.
W tekście "Wołanie o głos rozsądku" opublikowanym przez Centrum Ochrony Dziecka pisała Pani, że nie zrobiliśmy skutecznego rozeznania skali zjawiska, więc nie jesteśmy w stanie przeprowadzić analizy czynników ryzyka, co utrudnia budowanie systemu prewencji. Czyżbyśmy więc musieli w Polsce zaczynać od zera?
I tak, i nie. Część prewencji możemy budować w oparciu o ogólne zasady. Nie mamy natomiast takiej analizy, która by nam powiedziała, że w naszej formacji seminaryjnej, naszych parafiach czy grupach brakuje konkretnych elementów. Jeśli będziemy budować system prewencji w diecezjach, to tam trzeba będzie podjąć taką analizę czynników ryzyka. Nie zrobimy jej generalnie, ale lokalnie.
Czyli składową systemu prewencji są rozwiązania ogólne, sprawdzone, które przynajmniej częściowo możemy przejąć?
System prewencji w pedagogice czy resocjalizacji ma już swoje struktury i można na tym się opierać. Nie stwarzamy czegoś z niczego.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.