To nie Sobór jest źródłem kryzysu, gdyż został zwołany, by kryzysowi zaradzić. Kościół otwiera człowieka na nadejście następnej epoki, potrafi przygotować na podjęcie wyzwań, o których nikt nie słyszał. Trudno to zaakceptować władcom wydumanego sacrum.
Kościół otwarty, Kościół zamknięty, liberalny, postępowy i konserwatywny, zacofany. Wreszcie posoborowy, przedsoborowy, i tak dalej...
Nie ma rady, chcąc zrozumieć rzeczywistość, trzeba ją oglądać pod różnym kątem. Ta uwaga byłaby nie na miejscu, zahaczająca o trywialność, gdyby nie fakty.
W służbie totalitaryzmu
Oto okazuje się, że nie co innego, ale Kościół otwarty, produkt Soboru Watykańskiego II jest winien, już nie tylko wszelkich nieszczęść wewnątrzkościelnych, ale też kłopotów w gospodarce oraz polityce, i to na skalę światową. Okazuje się np., że ten, najdelikatniej mówiąc, nieszczęsny sobór dostarczył niecnym redaktorom i autorom „Tygodnika Powszechnego” doskonałego uzasadnienia dla ich kreciej roboty, wrogiej zarówno Kościołowi, jak i Polsce. Środowiska „Tygodnika”, „Znaku” i „Więzi” oraz KIK-owcy, zapatrzeni w naiwnych politycznie czy, co gorsza, zapewne omotanych przez sowiecki wywiad papieży Jana XXIII i Pawła VI oraz ich sobór – środowiska te kolaborowały ze wszystkich sił z komunistami w dziele niszczenia Kościoła. Dowodów na to co niemiara, a jednym z nich jest fakt, że ani sobór, ani wymienieni papieże nie potępili komunizmu. Mało tego: psuli robotę prymasowi Stefanowi Wyszyńskiemu, no i oczywiście Piusowi XII.
Na tym jednak nie koniec. To znakowsko-tygodnikowe kręgi, co teraz wychodzi na jaw bardzo wyraźnie, dochowały się dysydentów, duchownych i świeckich, którzy po zerwaniu ze swoim macierzystym środowiskiem wreszcie pokazali, jakiemu panu tak naprawdę służyli – diabelstwu. Ale co się dziwić, „poznacie ich po ich owocach” (Mt 7, 20). Trudno też się dziwić, że tego typu katolicy nie widzą niczego niestosownego w zaproszeniu gen. Wojciecha Jaruzelskiego do Rzymu na beatyfikację Jana Pawła II, jak też nie tylko, że nie podtrzymują na duchu, to jeszcze potępiają obrońców krzyża spod Pałacu Prezydenckiego, jak dawniej pochwalali usunięcie krzyża ze żwirowiska w Oświęcimiu i przeniesienie klasztoru sióstr w inne miejsce. Poza tym wiadomo, że nie zajmują jasnego stanowisko względem in vitro oraz antykoncepcji.
Wyjdźmy jednak poza nasze opłotki, bo w świecie dzieje się jeszcze gorzej. Soborowe skażenie nie ominęło przecież samego centrum Kościoła, choć początkowo, po śmierci Jana Pawła II, wydawało się, że Stolica Apostolska wreszcie przejrzy na oczy i otrząśnie się z libertyńskiego odurzenia i marazmu. Ale gdzie tam, Benedykt XVI znowu wybiera się do Asyżu, gdzie nie dość, że będzie „dialogował” z różnymi heretykami, schizmatykami i bałwochwalcami, to, o zgrozo, choć oddzielnie, będzie się razem z nimi modlił.
Te i inne opinie o posoborowym Kościele można by jeszcze mnożyć, a ostatnio wyczytać – zwłaszcza w „Rzeczpospolitej” i „Christianitas”.
Mamy zatem taki oto schemat, trafnie ujęty przez red. Pawła Lisickiego: „Sobór, »Tygodnik«, komunizm”. Niewątpliwie te trzy fenomeny nie tylko ze sobą sąsiadują, ale biegną wspólnie po tych samych torach.
Fakt, sobór nie potępił komunizmu, ale zdaje się, że wiele o nim powiedział. Wystarczy zajrzeć do konstytucji i dekretów. Ani Jan XXIII, ani Paweł VI, ani nawet Jan Paweł II też nie ekskomunikowali niechby tylko Breżniewa. Jeśli jednak zwolennicy anatem odbierają taką taktykę jako naganną i zarazem za wzór stawiają Piusa XII, to trzeba przypomnieć, że ktoś inny temu papieżowi również zarzuca nie co innego, ale milczenie.
Warto pamiętać, że niezłomny kard. Wyszyński podpisał z komunistami porozumienie, a sami komuniści, ponoć pokładający wielką nadzieję w destrukcyjnej dla Kościoła roli zreformowanej liturgii, sami swoje pochody, defilady i akademie organizowali na wzór liturgii trydenckiej, czy jeszcze starszej: bizantyńskiej. Czy z tego należałoby wysnuć wniosek, że liturgia przedsoborowa lepiej służy wszelkim totalitarnym dyktaturom niż soborowa?
Nie upraszczaj
Gdzie tkwi przyczyna tak jednostronnego podejścia do Kościoła? Co sprawia, że chce się cały Kościół zredukować do jednego sposobu istnienia? Wszystko jedno, przed- czy posoborowego?
Otóż tego typu redukcjonizm można uprawiać jedynie wówczas, gdy się zapomni, że Kościół nigdy nie był ani przedsoborowy, ani posoborowy – ale zawsze był soborowy. Kościół jest soborowy, gdyż każdy sobór ujawniał i akceptował lub potępiał współczesną mu samoświadomość Ludu Bożego. Dlatego jeśli czemuś można się dziwić, to na pewno nie temu, że sobory zamykały jakiś okres w dziejach chrześcijaństwa. I choć niejednemu mogło się wydawać, że w ten sposób odstępuje się od Tradycji, czyli od tego, co znane, oswojone, sprawdzone, to po czasie okazywało się, że to odstępstwo było najlepszym wyjściem. Wyobraźmy sobie, a raczej czy można sobie wyobrazić, jak wyglądałby Kościół, gdyby nie apostolski spór, nawet konflikt Piotra z Pawłem? Wtedy, w Jerozolimie, na pierwszym soborze, jeśli tak to spotkanie można nazwać, okazało się, że to Paweł ma rację.
Kościół judeochrześcijański stanął u wrót obcej sobie kultury. Chcąc ten próg przekroczyć, wejść do wewnątrz i nie być postrzeganym jako wróg, trzeba było z wielu miłych sercu zwyczajów, wierzeń, przekonań zrezygnować i poduczyć się tego świata, do którego się przychodzi. Na owoce takiej reformatorskiej postawy nie trzeba było zbytnio czekać. I oto widzimy, jak św. Augustyn chrzci Platona, a za chwilę Tomasz z Akwinu Arystotelesa. Czemu więc dzisiaj dziwimy się Pierre’owi Teilhardowi de Chardin, że ochrzcił Darwina, czemu suchej nitki nie możemy zostawić na Karlu Rahnerze za to, że chce – podobnie jak Karol Wojtyła, a potem Jan Paweł II – z powrotem pogodzić duszę z ciałem, niebo z ziemią, skoro wierzy się, że Bóg to Emmanuel?
Tak więc Tradycja to nie to samo, co konserwacja zabytków. Przepraszam, złe porównanie: wiele zabytków udaje się uratować tylko dzięki temu, że konserwatorzy korzystają z coraz nowszych, a nie tradycyjnych metod...
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.