Jakby spadła na mnie szafa z książkami

Znak 7-8/2010 Znak 7-8/2010

Myśliciele z kręgu radykalnej ortodoksji kilka lat temu pojawili się na okładce magazynu „Time” – było to pierwsze zdjęcie teologów na okładce tego magazynu od lat 60.! Symptomatyczne, że wtedy, w latach 60. ubiegłego wieku, byli to teologowie „śmierci Boga”, a teraz właśnie radykalni ortodoksi.

 

Nie jest też tak, jak często myślimy, że filozofia się uwolniła, wraz z nią uwolniły się nauki szczegółowe i w pewnym momencie pojawiła się różnorodność. Milbank powiada, iż jest dokładnie odwrotnie: nie ma bardziej unifikującej perspektywy niż empirycyzm ze swoimi wymaganiami w kwestii eksperymentu etc. Z drugiej strony weźmy samo pojawienie się kategorii społeczeństwa. Można mu (to znaczy: społeczeństwu) nadać cechy boskie w tym sensie, że zacznie ono zawiadywać naszym myśleniem. W końcu mało kto zdaje sobie sprawę, że my dziś uczestniczymy w społeczeństwie, tak jak kiedyś uczestniczyliśmy w Boskim Logosie. John Milbank zastanawia się więc, jak to wszystko na nowo przemyśleć. Chciałby on jednak nie tylko ocalać naszą wiarę jako dyskurs racjonalny, chodzi mu też o nasze zaangażowanie w działanie ze względu na Boga. Nie wolno, jego zdaniem, pozwalać, żeby refleksja teologiczna była nazbyt narcystyczna – zwrócona jedynie ku spekulacji, a oddzielona od działania.

A co w takim razie – zdaniem myślicieli z kręgu radykalnej ortodoksji – należałoby zrobić z wynikami nauk szczegółowych? Wyrzucić wszystko do kosza? Trudno nam, w XXI wieku, zrozumieć postulat odebrania naukom autonomii, odnalezienia w nich teologicznego punktu zaczepienia. Jak John Milbank to sobie wyobraża?

To jest od ponad dwustu lat pewien problem…

W jakim miejscu bylibyśmy z naszą wiedzą o świecie, gdyby nie ten „okropny” Duns Szkot?

Milbank i spółka twierdzą, że reakcją na to oddzielenie, na to, że została w pewien sposób zniszczona harmonia różnorodności na rzecz unifikacji typowo empirycznej, były rozmaite tęsknoty. Oni bardzo intensywnie zajmują się na przykład pojawieniem się pojęcia miłości romantycznej. Nie bez powodu – ta miłość romantyczna rozkwitła właśnie na początku XIX wieku, wtedy kiedy Goethe obsesyjnie zajmował się poszukiwaniem takiego modelu nauki, która nie zakładałaby radykalnego rozdzielenia wiary i rozumu. Radykalni ortodoksi wierzą, że jest możliwa taka synteza, która by nie niszczyła, mówiąc po Miłoszowemu, wyobraźni religijnej.

Pozostaje tedy cała kwestia obrazowania religijnego. Gdzie się bowiem najpełniej przejawia, wedle myślicieli z kręgu radykalnej ortodoksji, uczestnictwo? Gdzie znajduje się sfera uprzywilejowanej partycypacji w Boskim Logosie? Jest nią liturgia. Liturgii nie można tak naprawdę ocalić w owym „reprezentacjonistycznym” schemacie, który zaproponował Duns Szkot, bo wówczas musi być ona odrzucona jako pusta rytualizacja czy rodzaj magii. A na to chrześcijanie godzić się nie powinni.

Kryzys wyobraźni religijnej wiąże się z prymatem wizji świata nowożytnej nauki, która zanegowała dawne aspiracje teologii. Pytanie więc: jak odbudować naukę? Nie można wtłoczyć w nią jakiegoś pojęcia nowożytnego absolutu – czy to kartezjańskiego, czy jakiegokolwiek innego – i budować nową socjologię, nową fizykę etc. Ale trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, jak ta nowa fizyka może się zmieścić w teologii, w teologicznej wizji świata.

Czyli mamy już gotową fizykę wypracowaną w modelu sekularnym i próbujemy ją na powrót wtłoczyć w obszar teologii. Czy tak?

To nie jest tak, że każe się nam powrócić do fizyki Arystotelesa i czekać na nowego świętego Tomasza, który ją na nowo wyłoży. Chodzi raczej o to, jak ta radykalna rozdzielność nauki i wiary może zostać przezwyciężona. Oczywiście, można dziś „godzić” wiarę z nauką za pomocą tych czy innych narzędzi filozoficznych, ale jest to sztuka dla sztuki, gra dla samej gry. A gra prawdziwa toczy się o dużo większą stawkę. Czy rzeczywiście powinniśmy się godzić na to, że istnieje sfera świeckości, opanowana przez najróżniejsze nauki (oraz wizje zbiorowej więzi i działania), z których teologia w ogóle nie korzysta? Czy rzeczywiście należy teologię zepchnąć do niszy, czy też raczej należy te wszystkie nauki szczegółowe wepchnąć z powrotem do teologii, w której zmieści się, mówiąc nieco kolokwialnie, Bóg, Wielki Wybuch i, przede wszystkim, wypracowana w nowożytności, a w rożnych ateologicznych czy wręcz antyteologicznych formach kształtowana do dzisiaj teoria społeczna?

Rozumiemy, iż mamy tutaj założenie, że i wiara, i rozum mają ten sam punkt dojścia, to znaczy, że i tu, i tu chodzi o prawdę – i że jest to ta sama Prawda pisana wielką literą. Inaczej podejrzewalibyśmy, że chodzi o pewien rodzaj zmagania logosów, w którym wiara startuje z uprzywilejowanej pozycji i całkowicie zawłaszcza logos nauki…

Tak by było, gdyby radykalna ortodoksja nie stawiała sobie za cel obrony racjonalności teologicznej. Więc to nie jest tak, że przeciwstawiamy jakiś tam rozum innemu rozumowi tylko po to, żeby na podest znów wywindować wiarę. Tak naprawdę chodzi o to, by zaproponować alternatywną wersję racjonalności.

Co spowodowało to radykalne rozdzielenie w późnej scholastyce? Dla radykalnej ortodoksji podstawową kategorią jest nowożytna przemoc. Jeżeli to jest ruch przeciwko rozumowi nowożytnemu, mający charakter wyraźnego impulsu etycznego – to my nie uznajemy tej nowożytnej przemocy. Ona przybiera rożne postacie, ale tak naprawdę chodzi tu o jedno. Rozwój racjonalności nowoczesnej zmierza w kierunku postmodernizmu i takiej różnorodności, która jest różnorodnością chybioną, dlatego że ostatecznie prowadzi do nihilizmu, który likwiduje wszelkie zaangażowanie etyczne. Wtedy rzeczywiście możemy sobie dywagować na temat nauk i ich praktycznej użyteczności. Ale to nie likwiduje przemocy.

 

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...