Jakby spadła na mnie szafa z książkami

Znak 7-8/2010 Znak 7-8/2010

Myśliciele z kręgu radykalnej ortodoksji kilka lat temu pojawili się na okładce magazynu „Time” – było to pierwsze zdjęcie teologów na okładce tego magazynu od lat 60.! Symptomatyczne, że wtedy, w latach 60. ubiegłego wieku, byli to teologowie „śmierci Boga”, a teraz właśnie radykalni ortodoksi.

 

Co to właściwie jest ta radykalna ortodoksja? Co łączy tak rożnych myślicieli jak John Milbank, Catherine Pickstock czy – drukowany w tym numerze „Znaku” – Peter Candler?

Z zewnątrz radykalna ortodoksja postrzegana jest jako ruch teologiczny, dość zwarty i prezentujący się – przynajmniej medialnie – jako grupa, która ma do powiedzenia coś nowego i istotnego. Oni sami natomiast wolą mówić o sobie, że nie stanowią jednorodnego ruchu. A jeśli już coś ich łączy, to raczej pewne wspólne podejście do teologii, filozofii i całej myśli nowożytnej – przede wszystkim do idei sekularyzmu.

Z początku oni wcale zresztą nie nazywali się „radykalnymi ortodoksami”. Korzeni tego ruchu należy szukać w seminarium teologicznym w Cambridge, w którym przed laty uczestniczył John Milbank – twórca i lider radykalnej ortodoksji. Jej inicjatorzy to w gruncie rzeczy uczniowie albo współpracownicy Rowana Williamsa, obecnego arcybiskupa Canterbury, którzy u niego studiowali patrologię, ale przy okazji interesowali się nowymi drogami myślowymi filozofii kontynentalnej, trochę przeciwstawiając się anglosaskiej tradycji lingwistycznej. Wcześniej do świata anglofońskiego (przede wszystkim do USA) trafiły, rzecz jasna, koncepty i teksty francuskich postmodernistów, na przykład Jacques’a Derridy. Zrazu interesowali się nimi teoretycy literatury, wśród nich Paul de Man. Było to pod koniec lat 70. ubiegłego wieku. Stopniowo jednak postmodernizm poszerzał pole swojego oddziaływania i trafił także na wydziały filozoficzne i teologiczne. I tak – z Francji przez Amerykę – dotarł do Anglii. Tam, w latach 80., seminarzyści Williamsa mieli już mocną świadomość tzw. zwrotu teologicznego we francuskiej fenomenologii. Bardzo szybko przyswajali sobie teksty Jeana-Luca Mariona, seminarzystów Derridy, czytali Dominique Janicaud, a także Michela de Certeau czy Michela Henry’ego, i próbowali wypracować własne podejście. W większości byli to anglikanie, głownie z tak zwanego High Church. Określali się zwykle jako anglokatolicy. Tym łatwiej pewnie było z czasem do tych propozycji teologicznych przyciągnąć również znaczną grupę rzymskich katolików.

Dziś radykalna ortodoksja to ruch spektakularny. Dość powiedzieć, że kilka lat temu pojawili się na okładce magazynu „Time” – było to pierwsze zdjęcie teologów na okładce tego magazynu od lat 60.! Symptomatyczne, że wtedy, w latach 60. ubiegłego wieku, byli to teologowie „śmierci Boga”, a teraz właśnie radykalni ortodoksi.

Pod koniec lat 90. ukazał się zbiór tekstów (pod redakcją Milbanka, Pickstock i Grahama Warda) zatytułowany „Radykalna Ortodoksja – nowa teologia”, co posłużyło za emblemat zarówno przy określeniu owego podejścia teologicznego, jak i samego ruchu czy nawet szkoły teologicznej. Wcześniej Milbank wolał mówić o „postmodernistycznym, krytycznym augustynizmie”. Z samej nazwy „radykalna ortodoksja” zdają się wynikać pewne charakterystyczne, myślowe kategorie.

Jakie to kategorie?

Na pewno nie te, o które chodziłoby Pawłowi Milcarkowi ze środowiska „Christianitas”, który zdążył już użyć określenia „radykalna ortodoksja”: że jest to jakiś nowy, ultrakonserwatywny ruch chrześcijański. Bez wątpienia bowiem nie jest to ruch konserwatywny. To ruch radykalny poprzez odniesienie do korzeni (radix – łac. korzeń), czyli wzywający do przemyślenia na nowo pewnych podstawowych tekstów tradycji chrześcijańskiej – przede wszystkim patrystycznych, biblijnych i scholastycznych – ale w zderzeniu z myślą nowożytną, współczesną, przede wszystkim z zaaplikowaniem niektórych rozwiązań postmoderny. Radykalni ortodoksi uznają, że filozofia postmodernistyczna ma pewne osiągnięcia, przynajmniej w tym sensie, iż daje teologii narzędzia do prowadzenia nowej refleksji. Ortodoksję natomiast rozumieją oni jako obronę teologii przed roszczeniami nowożytności. Nowożytność, mówią, zepchnęła teologię do niszy na intelektualnej agorze – stało się to zresztą za przyzwoleniem samych teologów. Teologia straciła bowiem pretensje do tworzenia całościowej wizji, do zajmowania się wszystkim, do bycia ogólną teorią, do opisywania wszelkiego typu doświadczeń. Coraz więcej pólcedowała na nauki szczegółowe i tym samym, w pewnych bardzo radykalnych wersjach teologii protestanckiej, liberalnej, stała się opisem albo mglistego doświadczenia chrześcijańskiego – czymkolwiek miałoby ono być – albo spekulacją na temat transcendentaliów, też dosyć mglistą, albo – w najlepszym wypadku – badaniami historyczno-filologicznymi.

 

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...