Jakby spadła na mnie szafa z książkami

Znak 7-8/2010 Znak 7-8/2010

Myśliciele z kręgu radykalnej ortodoksji kilka lat temu pojawili się na okładce magazynu „Time” – było to pierwsze zdjęcie teologów na okładce tego magazynu od lat 60.! Symptomatyczne, że wtedy, w latach 60. ubiegłego wieku, byli to teologowie „śmierci Boga”, a teraz właśnie radykalni ortodoksi.

 

Wróćmy jednak do Jana Pawła II: on był dla radykalnych ortodoksów postacią bardzo interesującą. Czytali wspomnianą przez Panów encyklikę Fides et ratio, choć uważali, że papież zatrzymał się w pół drogi, że tak naprawdę nie ma w tym dokumencie owego „et”, które jest dla nich tak ważne. Doceniali ponadto realizowaną przez papieża formę przekazu Objawienia – to, że może być ono przekazywane nowoczesnymi środkami w bardzo skuteczny sposób.      Z Benedyktem XVI sprawa jest nieco inna. Widzę tu dużo zbieżności na poziomie samego myślenia, aczkolwiek nie znam wypowiedzi obecnego papieża, w której przyznawałby się on do tego, że zna radykalnych ortodoksów. Natomiast w wielu przemówieniach (jest to także widoczne w Spe salvi, encyklice, która w Polsce nie doczekała się zbyt wielu komentarzy) Benedykt XVI pokazuje, że obrona racjonalności teologicznej jest dlań czymś ważnym. Papież Ratzinger na pewno dostrzega kryzys teologii jako nauki, zbyt często zajmującej się sprawami, które samym wierzącym nie bardzo są potrzebne. Teologia to dziś dla wielu tylko sucha dyscyplina akademicka. Dlaczego, na przykład, egzegeza biblijna oderwała się od swego teologicznego gruntu, stając się dyscypliną filologiczno-historyczną? Nie przypadkiem chyba John Milbank et consortes twierdzą, że chrześcijaństwo nie jest tylko kwestią indywidualnego doświadczenia, a teologia nie powinna już więcej rezygnować ze swoich aspiracji na rzecz nauk szczegółowych (nawet gdyby tymi naukami miały być filologia i historia). Ta sama ostra krytyka prezentowana jest przez Benedykta XVI.

W książce Jezus z Nazaretu wyraźnie widać, że papież chce być kontynuatorem myśli patrystycznej.

Tak myślę. Tylko, że on, jak mi się zdaje, też zatrzymuje się w pół drogi. Zaś krytyka radykalnych ortodoksów idzie dalej. Oni nie tylko (tak jak papież) dostrzegają nieprzyjemne właściwości współczesnej egzegezy, ale próbują je zakwestionować za pomocą odpowiednich narzędzi metodologicznych. Ich zdaniem, teksty biblijne i patrystyczne powinny bowiem być stale dyskutowane przez teologów czy w ogóle ludzi wierzących, a nie tylko przez kastę uczonych filologów bądź historyków. Jeśli Biblia i pisma Tradycji to jedynie dzieła literackie, dobrze opisane i zrekonstruowane filologicznie czy historycznie – to tak naprawdę nikogo to nie obchodzi. Tę samą intuicję widać u Benedykta XVI, ale on jednak tak radykalnie nie kwestionuje egzegetycznej metodologii…

Są też i inne zbieżności. W końcu, wedle radykalnych ortodoksów, głęboka analiza teologiczna powinna stać u podstaw każdej sensownej analizy społecznej. Albowiem teoria społeczna, pozbawiona teologicznych pojęć, niejako z konieczności staje się czymś w rodzaju chrześcijańskiej herezji, która propaguje wizję „sprawiedliwego królestwa”, gdzie człowiek – z pomocą rozumu, a z wyłączeniem wiary – próbuje za wszelką cenę zająć miejsce Boga. Z drugiej strony trudno byłoby teologom świadczyć o miłości jako „otwarciu na innych”, gdyby nie podejmowali w swej refleksji wątków społecznych. Społeczeństwa bowiem wcale nie trzeba traktować jako „królestwa człowieka” Bacona. Można w nim widzieć możliwość tworzenia prawdziwej wspólnoty stworzonych przez Boga osób. Uważny czytelnik encyklik Benedykta XVI bez trudu zauważy, iż papieżowi bardzo blisko jest do ujęć prezentowanych przez teologów związanych z radykalną ortodoksją. Niestety, teologicznych tekstów sygnowanych przez obecnego papieża (a nie kardynała Ratzingera) nie mamy zbyt wiele. A bardzo byłbym ciekaw, jak on wchodzi w dialog lub konfrontację z radykalnymi ortodoksami.

Ksiądz Robert Woźniak w swej książce Przyszłość. Teologia. Społeczeństwo napisał, że radykalna ortodoksja jest „znakiem zarówno dla teologii, jak i dla filozofii współczesnej”. Jak Pan rozumie te jego słowa?

Być może doszliśmy do takiego momentu, w którym teologii nie było zbyt wygodnie nawet samej ze sobą. Nawet jeśli w Oksfordzie czy w Yale, na Harvardzie czy w głównych uniwersytetach europejskich (poza Francją) istnieją wydziały teologiczne, to one coraz częściej spychane są na margines. Jest, co prawda, wiele debat na temat miejsca teologii w świecie akademickim, ale są to dysputy nie bardzo wiążące. Teologia to po prostu dziedzina, która wciąż staje się coraz bardziej niszowa. I wydaje się zasadne pytanie, jak powinna ona funkcjonować w strukturze uniwersyteckiej, skoro pomiędzy nią a resztą uniwersytetu nie ma sensownej komunikacji. Oczywiście, można się komunikować na przykład w sprawie tego, jak pozyskiwać granty na projekty, ale niewiele więcej.

Radykalna ortodoksja mówi tutaj: zmieńmy to, sprowadźmy to do właściwego mianownika. Tak naprawdę to właśnie teologia jest tą sferą wiedzy, która powinna w siebie „wsysać” wszystkie inne. To ona jest miejscem dyskusji najpoważniejszych. W tym sensie jest to znak, który mówi, że teologia nie może już dłużej być niszą. Tak bym to rozumiał i myślę, że tak będzie, aczkolwiek obawiam się, że na przeszkodzie może stanąć hermetyczny idiom ruchu radykalnej ortodoksji. Choć, z drugiej strony, trzeba przyznać, iż narobił on już bardzo wiele hałasu, także w mediach. Niektórzy z jego reprezentantów to postacie bardzo medialne, potrafiące znakomicie się odnajdywać w debatach telewizyjnych, prezentować taki typ człowieka wiary, którego jako tako wykształcona publika nie uzna od razu za orędownika zabobonu i ciemnoty.

 

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...