W pół drogi do wolności

Tygodnik Powszechny 46/2010 Tygodnik Powszechny 46/2010

Skazani w Wąsoszu mówią, że na co dzień nie ma tu zwierzania się ze swoich problemów. Każdy ma swoje, ceni się tych, którzy nie wyciągają ich na zewnątrz. Medytacja to również cisza. Ale w niej pociąga ich wolność.


Z osadzonymi rozmawiam w niewielkiej kaplicy aresztu. W oknie witraż przypominający znak paragrafu. Za nim – kraty.

– Jeżeli nadarza się jakakolwiek okazja, żeby przyjść do kaplicy, zawsze się na to piszemy – deklaruje Mariusz. – Francuz też przychodzi. Nie umie zbyt dobrze po polsku, ale jakoś się dogadujemy. Próbuje z nami medytować, choć jeszcze nie bardzo rozumie, o co w tym chodzi.

– Powiedzcie mu, że w bibliotece jest też coś po francusku o medytacji – wtrąca pani dyrektor.

– Wcześniej w życiu bym się nie przyznał, że chodzę do kościoła. A zrobiłem to. Pierwszy raz od kilkunastu lat przystąpiłem do komunii. Teraz wyrażam otwarcie to, co czuję. Serce boli, że tu jestem – ale wiem, że żyję, bo mam serce – kończy Mariusz.

Kiedy człowiek medytuje, staje się otwarty na bodźce z zewnątrz. – Także te przykre. Czy to nie jest bolesne?

– Czytamy każdy list, który przychodzi do naszych kolegów. Wczuwamy się w nie, wszystko jest teraz inaczej – odpowiada jeden.

– A dla mnie bardziej przypomina się ta wolność... – mówi drugi.

Mariusz, Adam i Norbert są w sytuacji uprzywilejowanej – w celi siedzą razem. W „dziewiętnastce”, oprócz nich, jest jeszcze tylko dwóch osadzonych. Gorzej ma 23-letni Artur, jedyny z czterech w innej celi, który medytuje.

– To wy sobie śpijcie, a ja pomedytuję – powiedział któregoś wieczoru do swoich towarzyszy.

– Chyba myśleli, że jest to trochę naciągane – uśmiecha się teraz. – Medytacja kojarzyła mi się wcześniej z religiami Wschodu. Dowiedziałem się jednak o pustelnikach, pierwszych mnichach chrześcijańskich. Pomyślałem: skoro jestem katolikiem, to czemu nie spróbować? Teraz czasem siedzę nawet po półtorej godziny. W wygodnej pozycji powtarzam mantrę „Jezu, ufam Tobie” – to mi jakoś bardziej pasuje. Mówiłem o tym mamie, ale trudno było jej to wytłumaczyć – ona myśli, że to coś złego, słucha ciągle Radia Maryja. Odkąd medytuję, jestem spokojniejszy. Prawie przestałem palić.

Przed sądem toczy się właśnie proces Artura. Na początku, kiedy wracał tu po rozprawie, był coraz bardziej zirytowany.

– Wcześniej nie wiedziałem, co do mnie mówią, jakby rozprawa toczyła się po chińsku. Za drugim razem, po tym, jak zacząłem medytować, było lepiej, już miałem zamiar zadać pytanie na rozprawie, bo mam do tego prawo, ale jeszcze się nie zdecydowałem. Już bardziej rozumiem i wiem, co mówi do mnie sędzia i co odpowiada mój adwokat.

Każdemu jego przypowieść

Do Oddziału Zewnętrznego w Wąsoszu trafia się za mniejsze przestępstwa: niepłacenie alimentów, prowadzenie pojazdów w stanie nietrzeźwym, drobne oszustwa. Niektórzy z osadzonych są nawet zatrudniani przez miejscowych przedsiębiorców, kilka godzin dziennie spędzając poza zakładem. Stare, wybudowane jeszcze za Polski Ludowej pawilony zaskakująco dobrze komponują się z otoczeniem: pięknym lasem i zielonym otoczeniem doliny Warty. Okolica jest zresztą wyjątkowo penitencjarna: z drugiej strony lasu, w niedalekich Kulach, znajduje się ośrodek szkolenia Służby Więziennej.

W maju gościł w Wąsoszu o. Joseph Pereiro z Indii, rzymskokatolicki ksiądz, nauczyciel medytacji chrześcijańskiej, założyciel i dyrektor Kripa Foundation (Fundacji Łaska), zajmującej się pomocą uzależnionym i ludziom ulicy. Miesiąc później, przy pięknej pogodzie, odbyły się tu pierwsze rekolekcje medytacyjne pod hasłem ,,Droga do prawdziwej wolności”, które prowadził o. Wojciech Czwichocki z klasztoru św. Wojciecha we Wrocławiu. Słońce sprzyjało medytacji na świeżym powietrzu.

Ale to jednak ciągle więzienie. Przed pawilonem stoi jeden ze skazanych, pan Stanisław, który w każdy piątek organizuje tu wspólną medytację. Od stycznia jest liderem grupy, to on dysponuje ważnymi akcesoriami: gongiem (oznajmia początek i koniec) oraz świeczką (ustawia ją w środku kręgu, wśród medytujących).

Urszula Wojciechowska-Budzikur nadzoruje proces medytacyjny, woli jednak, gdy skazani organizują się sami.

– Sama prowadzę tylko spotkania edukacyjne. Nie medytuję z nimi. – To z uwagi na pełnioną rolę. W naszych relacjach obowiązują jasne granice – wyjaśnia.

Pan Stanisław czeka dziś na wieści z sądu – mają decydować o jego przedterminowym zwolnieniu. Swoje obowiązki ma przekazać młodszemu, wybranemu w głosowaniu koledze.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...