Tracimy zatem poczucie tego, na co, czyli na Kogo, czekamy, bo nie czekamy, i kiedy wreszcie zasiadamy przy wigilijnym stole, jesteśmy wykończeni domowymi porządkami, robieniem pierogów itd. Zmęczeni, jesteśmy w stanie najwyżej rozczulić się nad losem nagiego Dzieciątka, któremu można dać prezencik, zagrać na dudach, nawet poklepać po niemowlęcej pupce.
– Ks. Jan Twardowski napisał w jednym z wierszy: „poezję diabli wzięli, prawie już jej nie ma”. Co Pan na to?
– Nie miał racji, że poezję diabli wzięli, on to pisał, jak myślę, prowokacyjnie, bo wydaje mi się, że dziś akurat najmniej diabli wzięli poezję. Jeżdżę dużo po Polsce i widzę, iż liczba osób piszących wiersze jest olbrzymia. Oczywiście są to wiersze mniej lub bardziej udane, poruszają różne sprawy, ale stanowią ciekawy materiał socjologiczny. Dzieje się tak m.in. dzięki księdzu Twardowskiemu. Lubiłem go i szanowałem; był jednym z tych, którzy uratowali poezję, głównie dla tych, którzy chcieli koniecznie uwierzyć, którzy wychodzili z rodzin „urzędowo” niewierzących, pozbawionych nawet folkloru religijnego. Z tego płynie jego ogromna popularność. Moim zdaniem, swoją twórczością – szczerą, uczuciową, głęboką, jednocześnie metafizyczną – wypełniał poetycką lukę, przyciągał. Także mnie – choć nigdy nie byłem ateistą, ale miałem poglądy lewicujące. Nie dawałem sobie rady z religią. Poezja Twardowskiego mnie denerwowała i zarazem głęboko poruszała. Uświadamiała i uświadamia nadal, że nie wystarczy tylko wierzyć, trzeba stawiać pytanie: Co to znaczy? W co wierzymy? Czy treść tej wiary nas naprawdę obchodzi?
Wie Pan, w dawnych wiekach malarze wpadli na bardzo prosty pomysł, że mękę Pańską przedstawiali w sposób współczesny sobie. Nawet twarze oprawców były portretami współczesnych. To musiało wywoływać straszliwy wstrząs – ludzie widzieli, iż to się dzieje dzisiaj, to robimy my, to nie jakaś niedotycząca nas historia. Odnosi się to również do nas, dzisiaj. Musimy zrozumieć, co do nas mówi Ewangelia.
– Chce Pan powiedzieć, że poezja religijna może i powinna być w tym pomocna. Taka jak ks. Twardowskiego – prosto mówiąca o Tajemnicy – ale nie tylko?
– Jak najbardziej; chodzi tylko o to, by nie dotykała jedynie warstwy uczuciowej, nostalgicznej, życzeniowej. Weźmy Boże Narodzenie – święto rodzinne, będące podstawą polskiej czułości religijnej. Poprzedza je Adwent, niezbędny do zrozumienia istoty tego święta. Tymczasem współcześnie czas ten zanika, zastępuje go, zaraz po Wszystkich Świętych, Christmas Season, bombki i choinki w sklepach już w listopadzie, kolędy w supermarketowych głośnikach.
Tracimy zatem poczucie tego, na co, czyli na Kogo, czekamy, bo nie czekamy, i kiedy wreszcie zasiadamy przy wigilijnym stole, jesteśmy wykończeni domowymi porządkami, robieniem pierogów itd. Zmęczeni, jesteśmy w stanie najwyżej rozczulić się nad losem nagiego Dzieciątka, któremu można dać prezencik, zagrać na dudach, nawet poklepać po niemowlęcej pupce. Kochamy Je, bo jest tak zależne od nas i ta myśl na ogół wyczerpuje naszą relację do Niego. Tymczasem mamy wspaniałą adwentową i bożonarodzeniową poezję!
Śpiewamy np. „Bóg się rodzi”. Proszę zauważyć, że Polacy z największym uczuciem śpiewają fragment „podnieś rękę Boże Dziecię” i dobrze, tylko kim Ono jest? Jak Nieskończony może stać się skończony? Jak Nieśmiertelny może stać się śmiertelny, jak Wszechwieczny może ograniczyć się w czasie? Przecież dla wyznawców pozostałych religii monoteistycznych to istne szaleństwo – Bóg stający się człowiekiem! Cóż za oksymoron! My w to wierzymy, ale powiedzmy sobie szczerze: przez cały okres pierwszych wieków chrześcijaństwa trwały zacięte spory o kształt tej wiary.
Ta kolęda Franciszka Karpińskiego była takim jakby wiatykiem narodowym w ostatnich chwilach niepodległości przed upadkiem dawnej Polski i jest dla mnie jednym z największych wierszy metafizycznych. Bóg naprawdę stał się człowiekiem. Ta niebywała Tajemnica winna stanowić fundament chrześcijańskiej poezji, która musi Ją zgłębiać, to znaczy pytać: No i co z tego wynika? Co robimy z prawdą o takiej bliskości Boga? To zresztą pytania stojące, według mnie, przed całym polskim katolicyzmem.
– „Kiedy dziecko się rodzi i na świat przychodzi / Jest jak Bóg, co powietrzem nagle się zakrztusił / I poczuł, że ma ciało…”
–… właśnie…
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.