Radość dziecka wydaje się najbardziej naturalna, oczywista, spontaniczna i prawdziwa. Zdrowe, szczęśliwe dziecko cieszy się głośno, zaraźliwie, całym sobą. O momentach takiej wyjątkowej radości przeżywanej przez dorosłego mówi się: „cieszył się jak dziecko”
Opieka kogoś bliskiego zapewniająca bezpieczeństwo pozwala dziecku cieszyć się poznawaniem świata, innych ludzi, zdobywaniem nowych doświadczeń, wrażeń, sprawdzaniem swoich możliwości. Pewne zachowania zaczynają być nagradzane przez bliskich dorosłych nagrodami materialnymi i psychicznymi – pochwałą, uśmiechem, zachętą do kolejnych prób. Takie nagrody stają się źródłem następnych, nowych radości. Dzieje się to nie ze względu na same nagrody, ale właśnie na to, że pochodzą od osoby bliskiej, kochanej, że są wyrazem miłości, zadowolenia z sukcesów, dumy z osiągnięć, docenienia trudu. To kolejna lekcja radości. Ktoś się cieszy moim zachowaniem, działaniem, nawet obecnością, więc można też się tym cieszyć. To jest powód do radości, ponieważ jest to dobre i właściwe, dla wszystkich przyjemne.
Jeśli w tym momencie zaczyna dorosłym brakować konsekwencji, można niechcący zacząć uczyć akceptacji każdego – nawet złego – sposobu cieszenia się i każdego powodu, który zadowala osobę bliską, w jakiś sposób dla dziecka znaczącą. Ważne będą więc jasne i odpowiednie reakcje na sytuacje codziennych sukcesów dziecka, które dają mu zadowolenie – szczególnie jeśli to będzie wyrwanie drugiemu dziecku upragnionej zabawki, oszukana wygrana w zabawie, skuteczne dokuczenie komuś nielubianemu, każde zachowanie, słowo wywołujące rozbawienie dorosłych, a w późniejszym wieku – rówieśników. Dziecko stopniowo powinno się uczyć, że nie wszystko, co daje zadowolenie, może (w sensie – powinno) być powodem radości. Otaczający dziecko bliscy, głównie rodzice, później także wychowawcy, nauczyciele, swoim zachowaniem i reakcjami pokazują, kiedy radość nie jest właściwa i zasługuje na negatywną ocenę. Reakcjom tym powinno towarzyszyć odpowiednie do wieku dziecka wyjaśnienie i uzasadnienie takiej a nie innej oceny. Weryfikacją postawy dorosłych jest oczywiście ich własne zachowanie, nie tylko wobec dzieci, ale wobec siebie nawzajem i wobec obcych. Dziecko, a potem młody człowiek obserwują na co dzień, co wzbudza radość ich bliskich. Dlatego tak groźne wychowawczo są sytuacje, gdy dziecko widzi i słyszy, że rodzice cieszą się z oszukania kogoś konkretnego lub instytucji, wyśmiewają innych – niestety również członków rodziny, wybierają formy rozrywki odwołujące się do wulgarnych sytuacji, języka, skojarzeń, wyśmiewania aż po wyszydzanie: ludzi, środowisk, symboli, faktów.
Media wprowadziły dodatkowe formy fałszujące dziecięcą radość. Są to programy, w których dziecięce zachowania, reżyserowane przez osoby prowadzące, prezentowane są przed dorosłą publicznością. Widoczne są starania tych dzieci, by zadowolić, rozśmieszyć dorosłych i w ten sposób zasłużyć na ich pochwałę. Wysiłek trafienia w oczekiwania i upodobania dorosłych od dawna nie ma już nic wspólnego ze spontaniczną, obopólną radością dziecka i rodzica, radością wynikającą z pozytywnego rozwoju dziecka, który właśnie za pomocą radości jest stymulowany.
Jeszcze dalej idzie pomysł nagrywania prywatnych sytuacji życia domowego i rodzinnego po to, by nagranie wysłać do mediów, upublicznić, sprzedać. Przypadkowe, zarejestrowane „na gorąco” zabawne, domowe, rodzinne zdarzenia, które na początku miały być propozycją rozbawienia także szerszej publiczności, szybko zmieniły się w nagrania reżyserowane, których komizm oparty jest na kompromitujących ujęciach sytuacyjnych. Filmiki te stały się lekcją uczącą, że można cieszyć się zabawą polegającą na ośmieszaniu innych (specjalnego „smaczku” dodaje świadomość, że są to osoby bliskie autorowi nagrania), szczególnie gdy mogą za tym iść nagrody psychiczne – zaistnienie w mediach, a czasem i materialne. Lekcje te okazały się niestety zaskakująco skuteczne. Trudno się dziwić, że coraz częściej pomysłem na dobrą zabawę stają się kompromitujące kolegów nagrania, wprowadzane do sieci przez coraz młodszych uczniów.
Różny charakter i sens odczuwania zadowolenia i doznawania przyjemności pokazuje, że radości trzeba uczyć. Pozostawienie dziecka samego z własnymi emocjami, oczekiwanie samoistnego rozwoju pozytywnych uczuć może całkowicie wypaczyć rozwojowe znaczenie uczuć, w tym przypadku radości. Może spowodować, że dziecko nie będzie rozumiało, dlaczego nie każdy „sukces” zasługuje na radość, dlaczego nie można się cieszyć pokonaniem kolegi w nierównej i nieczystej bójce czy grze, dlaczego nie ma śmiać się z wulgarnych dowcipów kolegów i nie powtarzać ich, aby rozśmieszyć innych, by wzmocnić swoją pozycję, dlaczego nie bawić się pomyłkami, nieszczęśliwymi wypadkami, kłopotami, słabością innych, jeśli może to być oznaką siły, zapewniać pozytywną ocenę rówieśników? Obserwacja otoczenia, świata ludzi dorosłych, może szybko nauczyć „wygłupiania się”, które zaspokaja potrzebę popisywania się, gry, zwracania uwagi, wprowadzania wesołego nastroju, który wszyscy lubią i popierają. Gdy dorośli są już tą aktywnością zmęczeni i zniecierpliwieni, dziecko zdezorientowane przenosi tę strategię zdobywania popularności w swoje inne środowiska, nie zważając na kontekst, środki i granice.
Radość, która dynamizuje rozwój, to radość niezagrażająca żadnym pozytywnym wartościom, przeciwnie – radość z tego, że udało się coś dobrego przeżyć, kogoś dobrego spotkać, coś ważnego osiągnąć, coś pięknego zobaczyć, coś istotnego stworzyć. Radość z tego, że spotyka nas coś dobrego, ale i z tego, że zrobiliśmy coś dobrego, jesteśmy dobrzy.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.