„...oraz, że nie otworzymy jej aż do końca...”

Przewodnik Katolicki 7/2011 Przewodnik Katolicki 7/2011

Przypominam sobie, że różne opcje „walczyły” z walentynkami, że to nie nasze, nie polskie, próbując nawet posłużyć się osobą św. Walentego jako patrona epileptyków! Nie odstraszyło to jednak zakochanych i walentynki zostały „ochrzczone”, czyli zaakceptowane. Nawet sam Pan Bóg otrzymuje walentynki od dzieci. Z modą się nie walczy, bo moda zaginie, zmieni się lub przerodzi w tradycję.

 

Na niebieskiej kłódce czarnym, niezmywalnym flamastrem wypisane imiona: Asia Wojtuś oraz data – 6.11.2010. Domyślam się, że jakaś Joanna i jakiś Wojciech 6 listopada roku 2010 coś sobie powiedzieli i uwiecznili na kłódce. Ba! Coś sobie przyrzekli. Na pewno jako zakochani przyszli na tę kładkę, wpięli kłódkę w siatkę, a kluczyk pochłonęły fale Wisły. Miłość Asi i Wojtka została zapieczętowana! A właściwie „zamknięta na kluczyk”, który wrzucili razem do rzeki, aby już nigdy nie można było kłódki otworzyć, czyli aby miłość ich trwała wiecznie. A wszystko to działo się na kładce imienia o. Laetusa Bernatka (ur. 1847 r.), Słowaka-bonifratra, teologa i farmaceuty, który jako aptekarz pracował w zakonnych szpitalach. W 1891 r. powołano go na przeora krakowskiego konwentu. Największą jednak zasługą o. Laetusa Bernatka było zainicjowanie w roku 1897 r. i doprowadzenie do końca, w ciągu niespełna 9 lat, budowy gmachu szpitala. O. Bernatek zmarł w 1927 r.

Niektórzy żartobliwie mówią, że jest to „kładka Bernadka” – od wymyślonej Bernadetty, dziewczyny z Podgórza; brzmi podobnie, a ojciec Bernatek dla wielu jest nieznany. Poza tym Bernadkę łatwiej można sobie wyobrazić. Kładka łączy dwie dzielnice Krakowa: Kazimierz i Stare Podgórze.

Idę kładką w kierunku Podgórza...

Patrzę i oczom nie wierzę! Tych kłódek jest mnóstwo! Duże, małe, kolorowe, stalowe, trwałe, mocne... na nich wymalowane, wydrapane, a nawet(!) wygrawerowane imiona, inicjały, daty. Niektóre już zardzewiałe – widać wiszą od samego otwarcia kładki. Hmm... Sam widziałem, podglądałem, jak to wygląda. Para zakochanych coś tam sobie szepcze do ucha, a potem zatrzaskują kłódkę, a kluczyk, plusk i… do Wisły. Wygląda na to, że na tej kładce nieustanne trwają walentynki!

Przypominam sobie, że różne opcje „walczyły” z walentynkami, że to nie nasze, nie polskie, próbując nawet posłużyć się osobą św. Walentego jako patrona epileptyków! Nie odstraszyło to jednak zakochanych i walentynki zostały „ochrzczone”, czyli zaakceptowane. Nawet sam Pan Bóg otrzymuje walentynki od dzieci. Z modą się nie walczy, bo moda zaginie, zmieni się lub przerodzi w tradycję.

Idę dalej...

Te napisy na kłódkach przypominają mi kory drzew, na których kiedyś zakochani nożem wycinali swoje inicjały, strzały Amora i serducha. Pokaleczone drzewa „straszyły” napisami typu: A + E = MD, czyli w swobodnym tłumaczeniu: Adam i Ewa to małżeństwo doskonałe. To jeszcze nic strasznego, w końcu tak wygląda radosna aklamacja miłości! Ale dlaczego na drzewie? A gdzie?... Na płocie? Na murze? W gazetce szkolnej czy parafialnej? To jeszcze nic takiego, bo wyryte na drzewie słowa o miłości są piękne. Aż się wzdrygam, gdy sobie przypomnę szkolną toaletę, na ścianach której koledzy „obwieszczali” o intymnych aktach, a dodatkowo można było „zapoznać się” z niektórymi tajnikami atlasu anatomicznego człowieka, a szczególnie budowy kobiety.

Idę dalej...

Coraz więcej kłódek. Czasami są dwie razem ze sobą złączone i wpięte/zatrzaśnięte w siatkę. Symbol miłości? Symbol związku? Symbol pragnienia wytrwania w uczuciu? Symbol węzła? Symbol tajemnicy? Jakie to dziwne, bo przecież sporo jest ludzi, którzy uważają, że „kobieta i mężczyzna nie powinni się wiązać jakimś tam nierozerwalnym węzłem, no bo po co? Czy nie lepiej jest żyć tak, jak się komu podoba? A jak ów związek nie wyjdzie, to można od siebie odejść i założyć nowy”.

Tak mówią tylko egoiści, bo nie zdają sobie sprawy, że bardzo często z owego związku (nawet szalenie luźnego) rodzą się dzieci, które pragną miłości oraz jednoczesnej obecności mamy i taty. Przysięga małżeńska ma wielu przeciwników, ale prawdą jest również i to, że do tego przyrzeczenia trzeba po prostu dojrzeć, dorosnąć, zmądrzeć, stać się w pełni kobietą i w pełni mężczyzną. Inaczej, faktycznie małżeństwo bywa loterią. A jeśli zakochani nie modlą się razem, nie rozmawiają o Bogu, o wierze, o Kościele, sakramentach, o łasce, o grzechu... jeśli między zakochaną dziewczyną (kobietą) a chłopcem (mężczyzną) nie ma Chrystusa, to Chrystus „nie wskoczy między nich” mocą sakramentalnych słów w trakcie składania przysięgi małżeńskiej.

Idę dalej...

Na złotej kłódce napis: Asia + Marta Do ostatnich naszych dni – i domalowane serduszko. Jest też kłódka z dwoma imionami męskimi – bez żadnych dopisków, przypisków, serduszek itp. Nawet tu, na kładce o. Bernatka, dotykam trudnego problemu akceptacji miłości osób tej samej płci. Trudny problem – próbują go rozwiązać seksuolodzy, psycholodzy, teolodzy, filozofowie... A gdy w ów problem wmieszali się politycy, jak rozdmuchali „szaleńcy”, to urósł do trzeciej potęgi! No i co? Czy stanie ktoś na kładce i zabroni takim zakochanym zatrzasnąć kłódkę? W jaki zatem sposób wytłumaczyć dojrzewającym dzieciom te dwa męskie lub dwa żeńskie namalowane na kłódce imiona? Ja znalazłem tylko jedną taką kłódkę..., a wszystkich zawieszonych jest chyba ze dwieście!

 

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...