Współczesny lęk przed odpowiedzialnością

Życie duchowe 67/2011 Życie duchowe 67/2011

Anonimowość Internetu sprawia, że ludzie obnażają się i wystawiają na zranienie. Nie chodzi jednak o to, by tanim kosztem ironizować czy ośmieszać dramaty ludzi zagubionych, wprost przeciwnie, spróbować je docenić i zrozumieć niejako od wewnątrz

 

„to co po nas zostanie
będzie jak płacz kochanków
w małym brudnym hotelu
kiedy świtają tapety”

(Z. Herbert, Dlaczego klasycy?)

 

Co po nas zostanie? Ważne pytanie i na dodatek trafia w sedno tytułowego problemu. Szkoda tylko, że nie spędza snu z powiek statystycznego Kowalskiego czy Nowakówny, lecz jest co najwyżej uprzywilejowanym zajęciem wszelkiej maści intelektualistów. Tym, co męczy przeciętnego dwudziesto- lub trzydziestolatka, są zrozumiałe skądinąd przyziemności w rodzaju: „Z czego zapłacę za studia?” lub „Skąd wziąć w tym roku fundusze na wakacje?”. I choć w obu przypadkach siłą rzeczy idzie o tę samą przyszłość ludzkości, to jej wizje różnią się jak Wojna peloponeska Tukidydesa i Wojna polsko-ruska Doroty Masłowskiej: brzmią podobnie, ale dzielą je lata świetlne.

Owszem, można z elegancją i subtelnością Zbigniewa Herberta wystawiać na widok publiczny banalność czy konsumpcjonizm bohatera naszych czasów, by przywołać go do porządku poprzez konfrontację ze szlachetną postawą któregoś z klasycznych wzorów, ale to przecież zwyczajne moralizowanie. Poza tym – kto dziś czyta Tukidydesa? Dziś czyta się Masłowską, a „tematem sztuki”– co trafnie przepowiedział nasz poeta – jest „dzbanek rozbity, / mała rozbita dusza / z wielkim żalem nad sobą” (Z. Herbert, Dlaczego klasycy?). I to jest signum temporis, od którego musimy zacząć.

Lęk przed dorosłością

Nie trzeba wcale sięgać po dziwaczną Wojnę polsko-ruską, by doświadczyć dylematów młodych ludzi. Wystarczy krótka lektura co bardziej osobistych blogów lub wizyta na internetowych forach, a posmakujemy ponowoczesności w polskim wydaniu.

Oto tylko kilka wyrwanych myśli anonimowych autorów: „Boję się dorosnąć! I choć brzmi to bez sensu z perspektywy wieku, w który wkroczyłam, to miałam taką chwilę refleksji i doszłam do wniosku, że do prawdziwej dorosłości mam bardzo daleko. Wciąż mieszkam z rodzicami, bo boję się zamieszkać sama. Nie umiem też podejmować sama decyzji i wszystko konsultuję z innymi. Boję się, że kiedyś zabraknie moich najbliższych i nie wiem, jak sobie wtedy poradzę”. Nie brak i głosów męskich: „Mam ten sam problem. Skończyłem studia i co dalej… Praca, staż, wynajem mieszkania, Boże drogi, ile tego na głowie… Powoli staram się jakoś zbierać do kupy”.

Wypowiedzi można by mnożyć i cytować do woli w zależności od tezy, którą chce się udowodnić. Anonimowość Internetu sprawia, że ludzie obnażają się i wystawiają na zranienie. Nie chodzi jednak o to, by tanim kosztem ironizować czy ośmieszać dramaty ludzi zagubionych, wprost przeciwnie, spróbować je docenić i zrozumieć niejako od wewnątrz. To przecież dzięki takim szczerym do bólu narracjom mamy bezpośredni wgląd w coś, co można by określić strumieniem świadomości współczesnego człowieka. I na dodatek w czystej postaci, bez żadnej domieszki psychologii czy socjologii, które zawsze przy okazji próbują przemycić własne idee.

Dla współczesnej psychologii lęk przed odpowiedzialnością nie stanowi wielkiej tajemnicy. W sposób wyczerpujący został już opisany jako jednostka chorobowa o egzotycznie brzmiącej nazwie hypengyophobia. Można znaleźć wiele dobrych porad, jak z nią walczyć, i specjalistycznych środków zaradczych: od hipnozy zaczynając, poprzez grupy wsparcia i techniki relaksacyjne, a na lekach przeciwlękowych kończąc. Wizja ta jednak nie grzeszy głębią spojrzenia, bo zasadniczo skupia się na usuwaniu nieprzyjemnych objawów, a nie na odsłanianiu źródeł trudności. Badania socjologiczne też koncentrują się na opisywaniu zjawiska, a w ich świetle młodzi ludzie istotnie wypadają źle na tle poprzednich pokoleń.

Statystyki mówią same za siebie. Życie na garnuszku u rodziców, zwlekanie z formalizowaniem związku, przesuwanie decyzji o potomstwie lub rezygnacja z niego nie wymagają specjalnego tłumaczenia. Chociaż przy odrobinie dobrych chęci można by je zbić innego rodzaju danymi, które informują o wysokim bezrobociu i galopujących cenach wynajmu mieszkania, o rosnącej liczbie rozwodów, o globalnym przeludnieniu itp. W ich kontekście postawy młodych można odczytać jako zupełnie racjonalne i zdroworozsądkowe. Spójrzmy jednak na sygnalizowany lęk przed odpowiedzialnością głębiej, nie uciekając w powierzchowne oceny, ale próbując zrozumieć ukryty za nim mechanizm.

Wszechogarniające zawstydzenie

Tym, co uderza w wypowiedziach młodych ludzi, nie jest brak ideałów czy celów w życiu. Te wciąż są obecne i w treści przypominają ideały deklarowane przez wcześniejsze pokolenia: ekonomiczne usamodzielnienie, znalezienie satysfakcjonującej pracy, stworzenie udanego związku małżeńskiego. Uderza przede wszystkim emocjonalna aura, w której młodzi się poruszają. Nie mogąc sprostać wyznaczonym ideałom, wydają bardzo surowe i negatywne sądy na swój temat, które wzbudzają w nich zawstydzenie. Warto chwilę zatrzymać się na tych osądach i rozbudzonej przez nie emocji, by zrozumieć logikę tworzącego się w ten sposób błędnego koła.

Zazwyczaj, gdy ktoś nie osiąga zamierzonego celu lub zdradza ideały, powinno zrodzić się w nim poczucie winy, a nie wstyd. To odruch naturalny i zdrowy, bo poczucie winy wskazuje na popełniony błąd i od razu sugeruje drogi wyjścia z sytuacji oraz naprawy stanu rzeczy. Tym samym staje się pozytywną siłą motywacyjną. Jeśli jednak w miejscu poczucia winy pojawia się wstyd, to osoba zamiast przeciwdziałać sytuacji przeciwnie – zastyga w bezruchu, pogrąża się w beznadziei i bezowocnym dręczeniu samej siebie. W ten sposób zamyka się na pozytywne możliwości przezwyciężenia kryzysu.

 

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...