Ośmieszanie prawdy

Niedziela Niedziela
29/2011

W Białej Księdze zebrano niepodważalne dokumenty ze śledztwa smoleńskiego. Analizujemy fakty i wnioski, które były najbardziej wyśmiewane przez opinię publiczną

 

Podczas prezentacji ustaleń zespołu parlamentarnego zawartych w tzw. Białej Księdze politycy PiS używali niemal identycznych sformułowań z tymi, którymi posługiwali się wcześniej eksperci komisji min. Jerzego Millera. Gdy w styczniu 2011 r. na konferencji mówiono, że wieża kontroli lotów wprowadzała polską załogę w błąd, nikt nie wyzywał wojskowych lotników od chorych psychicznie maniaków. Jednak kiedy to samo powtórzył Antoni Macierewicz, od razu posypały się komentarze dewaluujące całość ustaleń zespołu parlamentarnego pod jego kierownictwem.

Szeroko zakrojona nagonka medialna rozpoczęła się tuż po publikacji Białej Księgi. Jednak jedynym „merytorycznym” błędem, jaki udało się na gorąco wykryć redakcji TVN, miał być rzekomy rosyjski lider na pokładzie samolotu, który leciał do Smoleńska z premierem 7 kwietnia. – Nie było przecież lidera lecącego razem z Donaldem Tuskiem. Czemu w Księdze wypisywane są wprost kłamstwa? – pytała na antenie TVN24 oburzona red. Justyna Pochanke. Wystarczy jednak zweryfikować twierdzenie Pochanke, by zobaczyć, że to ona mijała się z prawdą. W Białej Księdze nie ma bowiem ani słowa o liderze w rządowym tupolewie. To tylko jeden z przykładów manipulacji, jakie można zobaczyć na co dzień także w wielu innych mediach.

Z tego typu opiniami zupełnie nie zgadza się jednak ekspert magazynu „Lotnictwo”. – Choć komentarz posła Macierewicza podczas konferencji był czasem zbyt emocjonalny i publicystyczny, to jednak nie oznacza to, że cały dorobek zespołu jest falsyfikatem. Przecież opublikowano autentyczne dokumenty, które mówią same za siebie – podkreśla Krzysztof Zalewski.

Czarno na białym 

Podczas konferencji prasowej Jarosław Kaczyński powiedział, że główną winę za katastrofę ponosi strona rosyjska. – Oni są obciążeni winą za bezpośrednie przyczyny tej tragedii, a polski rząd jest winny tego, że temu nie zapobiegł. Gdyby nie zachowanie Rosjan, to zaniedbania po polskiej stronie nie doprowadziłyby do śmierci elity naszego kraju – podkreślił prezes PiS. Czarno na białym potwierdzają to zaprezentowane w Białej Księdze dokumenty. Wynika z nich, że kontrolerzy złamali rosyjskie prawo lotnicze. – Gdyby zamknęli lotnisko, nie byłoby kolejnych błędów i w konsekwencji katastrofy – mówi Zalewski.

Rosyjskim „majstersztykiem” – według dokumentów – było też przejęcie śledztwa. Przez pierwsze trzy dni badania przyczyn katastrofy polscy eksperci byli dopuszczani do wraku i innych dowodów. Skończyło się to w chwili, gdy rząd zgodził się na załącznik 13. konwencji chicagowskiej i przekazanie badania przyczyn katastrofy MAK-owi. Konsekwencją tego było szybkie wyproszenie polskich śledczych ze Smoleńska, a efektem – rosyjski raport, w którym całą winą za spowodowanie katastrofy obarczeni zostali polscy piloci, naciskani przez „pijanego” generała. Natomiast konsekwencje za ten skandaliczny raport – według Białej Księgi – powinien ponieść polski rząd. Profesor prawa Krystyna Pawłowicz tłumaczyła to m. in. na posiedzeniu zespołu parlamentarnego. – Zachowaliśmy się tak, jakbyśmy powiedzieli do chłopa: choć jesteś współodpowiedzialny za śmierć mojego ojca, to jednak zbadaj tę sprawę, bo ci dobrze z oczu patrzy – mówi prof. Pawłowicz. – To było jednak działanie na szkodę Polski, którego dziś ponosimy konsekwencje.

15 metrów nad ziemią

Największą histerię mediów wywołała jednak informacja o tym, że „samolot został obezwładniony 15 metrów nad ziemią”. Wniosek ten wynika z raportu niezależnych amerykańskich ekspertów, którzy badali komputer pokładowy (FMS) w USA. Jest to jedyny dowód (poza tzw. polską czarną skrzynką ATM), który został zbadany poza Rosją. – Nie zgadzają się też współrzędne geograficzne ustania pracy komputera z miejscem katastrofy ustalonej przez MAK. Różnica ta wynosi ok. 400 m. Wiemy to, bo FMS automatycznie zapisuje w ostatniej fazie pracy współrzędne geograficzne, wysokość i parametry lotu  – tłumaczy Krzysztof Zalewski.

Hipotetycznych odpowiedzi jest kilka. Przerwanie pracy komputera mogło nastąpić na skutek katastrofy, ale wówczas okazałoby się, że samolot rozbił się nad ziemią oraz w innym miejscu, niż wskazali Rosjanie. Kolejna teoria głosi, że przed katastrofą doszło do awarii zasilania. Jednak to powinno zostać odnotowane na wykresach odczytanych z czarnych skrzynek oraz polskiego rejestratora ATM. – Trzecia wersja mówi o tym, że komputer pokładowy przestał działać, bo znacznie przekroczone zostały parametry eksploatacyjne samolotu. W ostatniej fazie lotu tupolewa doszło do przeciążenia, którego komputer nie był wstanie zdefiniować. To, co się działo z samolotem, znacznie wykraczało poza algorytm wprowadzony do oprogramowania FMS. Komputer nie mógł tych danych zinterpretować i mógł się wyłączyć – tłumaczy ekspert magazynu „Lotnictwo”.

Według danych, które zostały odczytane z czarnych skrzynek, w ostatniej fazie lotu doszło do tzw. przeciążenia dynamicznego. Choć pilot odruchowo pociągnął za ster, to jednak samolot nie miał wystarczającej prędkości i siły nośnej, by wznieść się w górę. – Znacznie przekroczony został tzw. kąt natarcia – wyjaśnia Zalewski. Mimo że dziób samolotu został uniesiony w górę, to jednak nie mógł się poderwać, opadał, aż w końcu uderzył w przeszkodę.   

 

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...