Psychiatria w służbie totalitaryzmu

Niedziela Niedziela
29/2011

Był rok 1985, siedziałem już kilka miesięcy w więzieniu na Rakowieckiej w Warszawie, kiedy pod koniec jednego ze standardowych przesłuchań pułkownik bezpieki dał mi propozycję nie do odrzucenia: albo przyznaję się do winy, a wtedy posiedzę „tylko trochę”, albo zrobią ze mnie wariata i wtedy do końca życia nie wyjdę ze szpitala psychiatrycznego o zamkniętym rygorze.

 

W 1976 r. Bukowski został wymieniony za agenta KGB Luisa Corvalána i od tej pory mieszka w Wielkiej Brytanii, gdzie jest profesorem słynnego Uniwersytetu w Cambridge. Napisał wiele książek, w tym książki ujawniające prawdę o Rosji Sowieckiej, komunizmie, a także o naiwności Zachodu w stosunku do Rosji. Jeszcze w Rosji Bukowski napisał i wydał konspiracyjnie książkę dla opozycji demokratycznej „Podręcznik dla nieprawomyślnych”, gdzie opisał zbrodnicze metody psychiatryczne stosowane masowo w Związku Sowieckim przez KGB. To także Bukowski ujawnił genezę zbrodni psychicznej. W okresie dyktatury Lenina i Stalina CZEKA, GPU, NKWD wymordowały nie mniej niż 20 milionów ludzi, albo przez rozstrzelania, albo w obozach koncentracyjnych – łagrach. Po 1956 r. nowy sowiecki dyktator Nikita Chruszczow potępił represje stalinowskie i zapowiedział ich zakończenie. Nie było to prawdą, ale istotnie zostały one ograniczone. Jak jednak reżim komunistyczny miał zwalczać przeciwników? Sięgnięto po psychiatrię. Chruszczow w 1959 r. oświadczył wprost: „Czy choroby i zaburzenia psychiczne mogą występować u niektórych ludzi w społeczeństwie komunistycznym?”. I odpowiadał twierdząco, dodając: „A wobec tego mogą też istnieć przestępstwa charakterystyczne dla ludzi chorych umysłowo. Obecnie w ZSRS istnieją ludzie, którzy walczą z komunizmem, ale u takich ludzi bez wątpienia stan psychiczny nie jest w normie”.

W sowieckiej rzeczywistości ten wywód Chruszczowa był faktycznie realną decyzją, aby władza komunistyczna definiowała przeciwników politycznych jako wariatów, psycholi, ludzi obłąkanych. Jeżeli bowiem po dziesiątkach lat propagandowego, totalnego i codziennego „prania mózgów”, udowadniania, że komunizm jest najdoskonalszym z systemów oraz że Boga nie ma, nadal pojawiali się ludzie mający odmienne zdanie, to musieli być agentami obcych państw lub obłąkani. Gdy niewygodnie było wytoczyć im procesy lub uwięzić w łagrach, czyniono z nich psychicznie chorych, co stało się elementem sowieckiej polityki karnej wobec osób niezależnie myślących.

I ta polityka okazała się niezwykle skuteczna. Szczególną i złowrogą rolę w jej realizacji odegrał Wszechzwiązkowy Instytut Naukowo-Badawczy Psychiatrii Ogólnej i Sądowej im. Serbskiego w Moskwie. To jego pracownicy – na zamówienie KGB – sporządzali diagnozy niemające nic wspólnego z faktycznym stanem zdrowia, przedstawiające ich ofiarę jako osobę psychicznie chorą, mającą jednostkę chorobową: „schizofrenię pełzającą”, która dawała całkowitą dowolność w diagnozowaniu. Tym bardziej że jednym z jej przejawów była „nieprawomyślność”. Gen. Timofiejew, naczelny psychiatra sowieckiej armii, pisał: „Nieprawomyślność może być uwarunkowana chorobą mózgu, kiedy proces chorobowy rozwija się bardzo wolno, miękko (powoli przebiegająca postać schizofrenii), a inne jego przejawy i pozostają niekiedy aż do popełnienia czynu przestępczego niezauważalne”.

Szpitale psychiatryczne, tzw. psychuszki, stały się postrachem Rosji sowieckiej w ostatnich dekadach jej istnienia. Według supertajnych raportów szefa KGB gen. Jurija Andropowa, szacowano, że w całym Związku Sowieckim jest około 70 tysięcy „niebezpiecznych psychicznie”, a ponad 1,2 miliona „wymagających psychicznej hospitalizacji”! Na podstawie tego raportu 22 stycznia 1970 r. sowieckie Politbiuro na Kremlu podjęło formalną decyzję o utworzeniu psychiatrycznego Gułagu, jak nazwał go Bukowski.

Psychole, oszołomy i oszołomstwo

W okresie rządów premiera Jana Olszewskiego (1991-92) zarówno samego premiera, jak też jego zwolenników z całą bezwzględnością zwalczały środowiska, na czele których stali Lech Wałęsa, Jacek Kuroń, Adam Michnik, Donald Tusk, Tadeusz Mazowiecki oraz wszystkie środowiska postkomunistyczne i lewackie. To wtedy podważono wiarygodność premiera Olszewskiego, Jana Parysa, Antoniego Macierewicza, Radka Sikorskiego, Lecha i Jarosława Kaczyńskich poprzez określenie ich jako psychole i oszołomy. To weszło na stałe do języka politycznego III RP.

Tych określeń, które mają zdyskredytować i wyszydzić środowiska patriotyczne, niepodległościowe, używa się nadal. Oszołom i psychol to tyle co wariat, chory psychicznie, nienormalny, którego należy wyizolować z polityki, a najlepiej w ogóle z życia społecznego. Tych haniebnych określeń z lubością używają publicyści zarówno „Gazety Wyborczej”, jak też Urbanowego tygodnika „NIE”. Sam doświadczyłem tego wielokrotnie, kolejny raz w czerwcu br., gdy „NIE” opublikowało artykuł „Cudak nad Wisłą”. To właśnie ja. Cudak to łagodna forma psychola, niepoczytalnego, który ośmielił się napisać książkę „Imperium Zła – Rosja przeciw Polsce i Europie”, gdzie jest rozdział o Cudzie nad Wisłą 1920 r. i polskim zwycięstwie. A za to należy obśmiać, a autora wyszydzić jako cudaka – wariata nieszkodliwego, ale wariata.


 

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...