Rozpoczęta na terapii praca nad sobą wciąż trwa i jest to bardzo ciężka praca. Są momenty, kiedy wydaje mi się, że trudne wspomnienia już tak nie bolą, jak kiedyś. Wystarczy jednak moment – jakiś głos, czyjś dotyk, podobna sylwetka, coś, co przypomina tamtego człowieka, czy sytuację – i znowu ogarnia mnie paraliż, i nie wiem, co robić.
Orłowska
…poszłam, ale tej pomocy nie dostałam, dostałam za to lanie. A kiedy zdecydowałam się oskarżyć księdza, mama też mi nie pomogła. Któregoś dnia sąsiadka przyszła do mnie z wiadomością, że do mamy przyjechał ksiądz. Zdziwiłam się, byłam u niej kilka godzin wcześniej, nie była chora, więc po co ten ksiądz? Poszłam, żeby zobaczyć, co się stało. Wchodzę, a mama mówi, że nie jestem już jej córką. Jak wycofam oskarżenie – ksiądz stał koło niej – to wtedy nią będę. Odpowiedziałam zdenerwowana: „Przecież nigdy nie byłam twoją córką, a oskarżenia nie wycofam”. Mama na to: „Pan Bóg cię ukarze”. Odpowiedziałam: „Bóg jest sprawiedliwy i każdemu z nas sprawiedliwość wymierzy”.
Jabłońska
W Pani historii szczególnie tragiczne jest to, że ten sam ksiądz skrzywdził również Pani dzieci.
Orłowska
Dowiedziałam się o tym w sądzie i to było straszne. Zawsze próbowałam swoje dzieci chronić, ale nie udało mi się, pomimo że byłam – jak wyniknęło na terapii – matką nadopiekuńczą.
Jabłońska
Nie ostrzegała Pani córek przed księdzem?
Orłowska
Wtedy z nikim o tym nie rozmawiałam. Sama myśl o tym człowieku mnie paraliżowała. Jako mężatka nie miałam już z księdzem tak częstych kontaktów, unikałam go, ale nie sposób było w ogóle go nie spotykać. Jak trzeba było się wyspowiadać, to też u niego. Pamiętam, jak przyszedł kiedyś po kolędzie, byłam w domu sama z dziećmi. Usiadł przy stole, ja siedziałam na małym stołeczku z córeczką na rękach. On podszedł do mnie, pogłaskał po głowie i powiedział: „Nie tak dawno, Ewuś, byłaś taka malutka, ładna, loczki miałaś, a teraz jesteś już matką, kobietą, masz trójkę dzieci. Przyjdę kiedyś do ciebie porozmawiać, bo ty mi się wymykasz”. Do dziś pamiętam, że po tych słowach zamarłam z przerażenia. Pomyślałam, że nigdy nie uwolnię się od tego człowieka i od brudnej przeszłości z nim. Po tamtej wizycie ścięłam włosy. Potem co i rusz zmieniałam kolor. Chciałam jak najmniej przypominać tamtą dziewczynkę z długimi blond loczkami, chciałam być dla księdza niewidoczna.
Jabłońska
Czy Pani i córki byłyście w stanie porozmawiać o tym, co przeszłyście?
Orłowska
One nie chciały o tym rozmawiać, a ja nie napierałam, żeby mówiły. Ale przeczytały moją książkę. Jedna z córek powiedziała potem: „Mamo, teraz rozumiem, dlaczego się tak boisz o nas, dlaczego tak nas pilnujesz, dlaczego czasami wybuchasz albo płaczesz”.
Jabłońska
A jak inni Pani bliscy zareagowali na książkę?
Orłowska
W Mszanie, z tego co słyszałam, każdy ją kupił. Na pogrzebie taty podeszła do mnie starsza siostra i zapytała: „Dorobiłaś się na tej swojej książce?”. A przecież ja nie pisałam ani dla pieniędzy, ani dla przyjemności. To żadna przyjemność pokazać światu koszmar, przez jaki się przeszło. Takich osób jak ja jest bardzo wiele, ja też kiedyś myślałam, że tę tajemnicę wezmę do grobu. Bardzo trudno jest przyznać się do tego, że było się wykorzystanym seksualnie. Skrzywdzonym w ten sposób trzeba pomóc – pokazać, że powinny o tym komuś opowiedzieć, podpowiedzieć, gdzie mogą pójść po pomoc. Swoją książkę napisałam też po to.
Jabłońska
W książce opisała Pani całe swoje życie, siłą rzeczy opowiada ona również o rodzicach i rodzeństwie. Ta opowieść na pewno nie była dla Pani bliskich łatwa.
Orłowska
Napisałam szczerze o swoim życiu i swojej rodzinie, nie omijałam spraw wstydliwych i trudnych. Pisałam, bo potrzebowałam opowiedzieć, jak bardzo przez te wszystkie lata czułam się krzywdzona.
Jabłońska
Nie bała się Pani odkryć przed innymi tak intymnych spraw?
Orłowska
Bałam się nie reakcji moich obecnych znajomych, ale ludzi z Mszany, którzy mnie oskarżali. Oni nie wybaczyli mi, że postawiłam księdza przed sądem, a tu jeszcze opisałam ich zachowania wobec mnie.
Jabłońska
Czy inne osoby, które zeznawały wówczas przeciw księdzu, lub ich rodziny też tyle złego doświadczyły od lokalnej społeczności?
Orłowska
One miały ojców, matki czy mężów. Ja zostałam sama, bo cała moja rodzina się ode mnie odwróciła. We mnie było najłatwiej uderzyć, bo byłam sama. Nie miał mnie kto bronić.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.