Hannah Arendt o przebaczeniu i polityczności

Podstawowym ukierunkowaniem myślenia Arendt było poszukiwanie intelektualnych podstaw funkcjonowania w rzeczywistości, pomimo – a może właśnie dlatego – że nie da się w niej żyć. Wszystkie tradycyjne podstawy upadły. Jak mogę żyć dalej? – zapytuje... Znak, 9/2008



Co jednak z tymi, którzy nie wybrali wolności, bo nie myśleli o tym, z kim przyjdzie im żyć po dokonaniu zbrodni? Bo nie umieli myśleć? Jak można znieść życie w świecie, w którym są oni obecni? To właśnie wokół tego pytania Arendt buduje zapewne najbardziej przekonującą krytykę pewnego nowego zjawiska, które pojawiło się po 1945 roku w polityce europejskiej – deklaracji przebaczenia w polityce. A czyni to właśnie wtedy, gdy na przełomie lat 60. i 70. deklaracje te zdobywają coraz większą popularność na arenie wewnątrz- i międzynarodowej – by wspomnieć memorandum Kościoła ewangelickiego w Niemczech, list biskupów polskich do biskupów niemieckich czy uklęknięcie Willy’ego Brandta przed pomnikiem Bohaterów Getta w Warszawie. Warto odczytać tę krytykę dziś – w czasach „globalizacji przebaczenia”, zdiagnozowanej przez Jacques’a Derridę, gdy deklaracje przebaczenia stały się niebudzącym większych emocji wydarzeniem medialnym, nierzadko towarzyszącym kurtuazyjnym spotkaniom polityków.



Budująca siła niszczenia


Paradoksalnie w pierwotnej fazie swojej twórczości Hannah Arendt pracowała nad czymś, co można by nazwać filozofią przebaczenia. Choćby w Kondycji ludzkiej pisze, iż przebaczenie i działanie są ze sobą związane tak ściśle jak niszczenie i wytwarzanie. Działanie człowieka cechuje bowiem tragiczna nieodwracalność i tylko przebaczenie może być wybawieniem „z niemożności zniweczenia tego, co ktoś uczynił, mimo iż nie wiedział i nie mógł wiedzieć, co czyni” [5]. Gdybyśmy nie mieli możliwości uzyskania przebaczenia, nasza zdolność działania byłaby ograniczona do pojedynczego czynu, po którym już nigdy nie moglibyśmy dojść do siebie: „zupełnie jak uczeń czarnoksiężnika, któremu zabrakło magicznej formuły pozwalającej przerwać czar” [6]. Ludzkiemu działaniu niezbędne jest zjawisko o charakterze katartycznym, które pozwoli toczyć się kołu historii.

Przebaczyć możemy dzięki miłości – w relacjach międzyludzkich z całą świadomością, jak wyjątkowym i rzadkim jest ona uczuciem – lub dzięki szacunkowi, ponieważ „tym, czym jest miłość w swej własnej, wąsko zakreślonej sferze, tym jest szacunek w szerszej domenie spraw ludzkich. Szacunek, inaczej niż Arystotelesowska philia politike, jest swego rodzaju »przyjaźnią« bez intymności i bliskości” [7] . Przebaczamy zawsze ze względu na drugą osobę. Jeżeli jej brakuje, pozostajemy zamknięci w sobie, bez możliwości unicestwienia zła, które zostało dokonane. Nikt również nie może przebaczyć samemu siebie, do tego aktu potrzebne są koniecznie co najmniej dwie osoby. Przebaczenie jest aktem przynoszącym ulgę w działaniu, podtrzymującym relacje, niszczącym to, co złe w przeszłości, innymi słowy – umożliwiającym światu ludzkiemu trwanie. Ma również moc przywracania wolności – nie tylko krzywdzicielowi, ale również ofierze, bo wyzwala ją z zamkniętego kręgu automatyzmu, jakim jest najprostsza reakcja na krzywdę, czyli zemsta. Odkrycie istotności przebaczenia w dziedzinie spraw ludzkich przypisuje Arendt Jezusowi z Nazaretu, który twierdził, że przebaczanie nie jest jedynie władzą Boga. Jezus nalegał, by najpierw ludzie przebaczali sobie nawzajem, wtedy dopiero Bóg im przebaczy: „Bo jeśli odpuścicie ludziom ich przewinienia, odpuści i wam Ojciec wasz niebieski. A jeśli nie odpuścicie ludziom, i Ojciec wasz nie odpuści wam przewinień waszych” (Mt 6, 14–15) [8]. Jednak zaraz potem Arendt zauważa, że w Ewangelii istnieje również fragment, w którym Jezus mówi o wielkich zgorszeniach: „Biada temu, przez którego przychodzą. Byłoby lepiej dla niego, gdyby kamień młyński zawieszono mu u szyi i wrzucono go w morze” (Łk 17, 1–2). Spostrzeżenia te, czynione w Kondycji ludzkiej, znajdowały się jednak niejako na marginesie i nie doczekały się szerszego komentarza. Późniejsze doświadczenia autorki, przede wszystkim udział w procesie Eichmanna i badania, które prowadziła w związku z pracą nad książką o procesie jerozolimskim, przynoszą spektakularną przebudowę jej poglądów. Fragment o kamieniu młyńskim nie jest już marginalnym spostrzeżeniem, ale staje w samym centrum jej myślenia, a zamiast filozofii przebaczenia Arendt buduje filozofię nieprzebaczalnego. Istnieją zbrodnie, których przebaczyć nie sposób i nie można liczyć na jakiekolwiek katharsis. Uczynki te powodują, że kamień młyński mają u szyi nie tylko krzywdziciele – jak się okaże dalej, oni odczuwają jego ciężar najmniej. Mają go wszyscy, także (lub raczej przede wszystkim) sprawiedliwi.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...