Oczy prostytutki

Tygodnik Powszechny 17/2012 Tygodnik Powszechny 17/2012

Od czterech lat po polskich drogach jeździ ksiądz-duszpasterz tirówek. Dlaczego to robi? Bo ktoś to powinien robić.

 

ZAMOTKA W GŁOWIE

Czy boi się alfonsów?

Oczywiście. Ma świadomość, że im przeszkadza, że zabiera dziewczynom czas. Czasami dostaje od nich maile; zdarza się, że niektórzy dzwonią. Postraszą, zbluzgają – co zrobić?

Bywa jednak gorzej. W zeszłym roku ks. Marek jedzie z Gdańska do Warszawy, do studia telewizji TVN, gdzie ma opowiedzieć o swojej działalności. Nagle z tyłu przykleja się do niego bmw. Wlecze się za nim i wlecze. Wreszcie wyprzedza, po czym nagle staje na poboczu. Po kilku kilometrach znów się pojawia – tym razem samochód pędzi środkiem jezdni i spycha samochód ks. Marka na pobocze. Potem nagłe hamowanie i znów zjazd na skraj jezdni. – Adrenalina mi naprawdę mocno skoczyła, poczułem się jak ks. Popiełuszko – wspomina ks. Marek.

Gdy znalazł się w studiu TVN-u, zwrócił się wprost do alfonsów: „Ja tylko chcę trzy procent tych dziewczyn uratować dla Jezusa – wiele wam nie zabiorę”.

Czy podziałało?

Tuż po programie zadzwonił do niego były sutener z Niemiec, który teraz zajmuje się kradzieżą samochodów. I obiecał, że porozmawia z kolegami w kraju. Od tego momentu jest o wiele spokojniej.

Jednak nie tylko alfonsi mają do niego pretensje. Na jego stronie co rusz pojawiają się oskarżenia: że dostaje „gratisy” od dziewczyn, że sam korzysta z ich usług. Ma na to tylko jedną odpowiedź: ci, którzy to piszą, mają nieuporządkowane życie wewnętrzne. Sami najwidoczniej mają jakiś problem ze sobą.

A inni księża?

Cóż, często spotyka się z brakiem akceptacji dla tego, co robi. Wielu uważa, że się w ten sposób poniża. Mówi im wtedy wprost, że diabeł im w głowach zamotkę robi. Sam, przyznaje, rozumiał te sprawy kiedyś w taki sam sposób. Jeszcze jako kleryk podjechał z kolegą pewnego dnia do bułgarskiej tirówki i zapytał żartem, gdzie ją podwieźć. Ona, zmieszana, odpowiedziała: „Ja tu pracować”. Dziś rozumie, że to było niewłaściwe.

Bo co to ma wspólnego z działaniem Jezusowym? Tu trzeba miłosierdzia i szerokiego spojrzenia. Żadnego człowieka nie wolno przekreślać.

Tak, zawsze wali prosto z mostu. Więc jeśli młodzież pyta go o czystość księży (kartkę z takim właśnie pytaniem dostał na rekolekcjach w Świętochłowicach), to on może powiedzieć tylko jedno: że jeśli księża odchodzą od ¬Dekalogu, od norm Bożych, to też mogą popaść w seksoholizm czy w nałóg masturbacji.

Jest spowiednikiem i nie będzie oszukiwał młodych, że jest inaczej.

WEŹ MICHAŁKA

Droga za Częstochową, w stronę Radomska. Kilometry umykają jeden po drugim, a po dziewczynach ani śladu. – Panie Jezu, prosimy, ześlij nam chociaż jedną – mówi nieco żartobliwie ks. Marek.

Wreszcie jest! I to nie jedna, ale od razu dwie. Nie sposób ich przeoczyć: kolorowe, jaskrawe ubrania, ostry makijaż (jedna ma białe obcisłe spodnie, kamizelkę w takim samym kolorze i buty na kilometrowych obcasach, druga – spódnicę mini, kusą bluzkę, na nogach także szpilki).

Pierwsza od razu podchodzi z uśmiechem do samochodu i wsiada do środka: to Sylwia, Bułgarka, jedna z „najstarszych” podopiecznych ks. Marka.

Krótkie powitanie. „Jak się masz? Wszystko dobrze?”. „Tak, dobrze”. „A ta druga dziewczyna to kto?”.

Sylwia tłumaczy: to jej siostra, Sonia. Jest w Polsce dopiero od trzech tygodni; ma 22 lata i dwuletniego synka w Bułgarii.

– Mogę dostać krzyżyk dla siostry? – pyta.

– A ty swój masz?

– Tak, noszę w torebce.

– To dobrze. Bo przy klientach nie możesz go nosić, pamiętaj! – mówi ks. Marek i podaje krzyżyk z rzemieniem dla Soni. – Pokaż oczy... O, dzisiaj są dobre – dodaje.

Potem częstuje dziewczyny kawą i cukierkami: „Weźcie sobie kilka. O, te tutaj bierzcie – to michałki, najlepsze!”.

Dziewczyny śmieją się – w samochodzie robi się nagle wesoło, beztrosko.

– Teraz się pomodlimy – mówi ks. Marek i wypowiada pierwsze słowa modlitwy: ¬„Hospodi pomiłuj mia...”. Dziewczyny poważnieją, jakby nagle się gdzieś przeniosły myślami. Do rodzinnej cerkwi?

Błogosławieństwo. Ks. Marek robi znak krzyża na czole Sylwii. Do jej siostry mówi: „Chodź no tu, łobuzie”.

JA TURKA

Kilka kilometrów dalej, kolejny wjazd na parking. Dziewczyna stoi nieco w tyle, pod drzewami.

Czy pamięta księdza Marka? Tak, był u niej w zimie.

– Dzisiaj krótko, bo się śpieszę – mówi ks. Marek. – Ale będę u ciebie znowu za trzy dni. Przyjadę z Magdą – przywieziemy ci wielkanocną święconkę.

Dziewczyna jednak zdziwiona: przecież ona nie jest „chrystianka” – ona Turka, muzułmanka. Ale jak ksiądz Marek chce, to dobrze, niech przyjedzie w sobotę, ona będzie na niego czekać.

A czy on pamięta jej imię? Nie? Więc ona mu przypomni: – Miriam. To po waszemu Maryja, tak?

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...