Myślałam już, że czeka mnie Pawiak. Ale na wierzchu moich rzeczy leżał podręcznik do nauki języka niemieckiego. Kiedy zobaczył ją kontrolujący nas hitlerowiec, powiedział tylko: „Sher gut!” – „Bardzo dobrze!” i puścił mnie. Doszłam więc do szkoły.
Ile lat miała Siostra, kiedy wybuchło Powstanie Warszawskie?
Szesnaście. W trakcie Powstania skończyłam siedemnaście lat.
Czy Siostra czuła się gotowa do wzięcia udziału w wojnie?
Walczyć po prostu trzeba było. Tego wymagała sytuacja. Dzisiejsze dyskusje na temat zasadności wybuchu Powstania są dla mnie jałowe. Trudno przecież oceniać Powstanie, jeśli się w nim nie brało udziału, nie żyło w tamtym czasie. Doświadczając przez wszystkie lata okupacji ciągłego napięcia i zagrożenia śmiercią, czuliśmy, że musimy stanąć do walki.
Czy – jeszcze przed wybuchem Powstania – przeżyła Siostra takie bezpośrednie zagrożenie życia?
Na początku okupacji, w grudniu 1939 roku, moja koleżanka Zofia Stefanowska powiedziała mi, że na Nowym Świecie przy ul. Wareckiej Niemcy dokonali pierwszego rozstrzelania i że trzeba tam pójść. Pobiegłyśmy więc na Warecką. Na chodniku były jeszcze świeże ślady krwi. Nachyliłyśmy się, by położyć w tym miejscu kwiaty. Wtedy jakiś Niemiec zaklął i pchnął nas w głąb Wareckiej, krzycząc „Dummen Kindern!” – „Głupie dzieci!”. Uchronił nas zapewne przed zatrzymaniem.
Czy chodziła Siostra w czasie wojny do szkoły?
Niemcy chcieli zrobić z nas naród parobków i siły roboczej. W Generalnej Guberni funkcjonowały więc jedynie szkoły podstawowe i zawodowe. Było też oczywiście tajne nauczanie na poziomie średnim i wyższym. Ponieważ jednak w tajnych kompletach brała już udział moja starsza o cztery lata siostra Rysia, ojciec stwierdził, że jeszcze jedna córka na kompletach to zbyt duże ryzyko. Zaczęłam więc naukę w szkole zawodowej – w handlówce, do której uczęszczałam dwa i pół roku.
Jak zatem Siostra znalazła się w konspiracji?
W którymś momencie zauważyłam w rzeczach mojej siostry podziemną gazetkę. Zapytałam ją, do jakiej organizacji należy. Rysia jednak odparła tylko, że najgorzej, jeśli do „tych spraw” wtrącają się dzieci. Nic więcej mi nie powiedziała. Pomyślałam wtedy „bez łaski” i postanowiłam poradzić sobie sama. W 1943 roku przystąpienie do konspiracji, do organizacji „Miecz i Pług”, zaproponowała mi jedna z koleżanek – Jolanta. Wówczas nie zdawałam sobie sprawy z charakteru tego ruchu, który prawdopodobnie nawet kolaborował z Niemcami. Najważniejsze było dla mnie zaangażowanie w działalność podziemia.
Zbiórki mieliśmy na Żoliborzu. Po miesiącu odbyła się przysięga. Jakiś czas po niej komendantka zapytała mnie i moją koleżankę, czy nie chcemy przystąpić do partyzantki i wyjechać nad Bug. My, oczywiście, chciałyśmy. Dlaczego nie? Wiedziałam jednak, że ojciec nie puści mnie do lasu. Zostawiłam mu więc tylko piękny list, w którym napisałam, że trzeba iść, bo ojczyzna wzywa.
Ostatecznie jednak nie wyjechała Siostra nad Bug.
Wokół całej sprawy zrobił się nagle wielki szum. Dowództwa różnych organizacji podziemnych kontaktowały się ze sobą i wyszło na jaw, że „Miecz i Pług” wysyła do lasu nieletnich, dzieci, które nie mają jeszcze nawet kenkarty, dokumentów wydawanych przez okupanta osobom od szesnastego roku życia. Wybuchł skandal i ostatecznie nasza komendantka nie zabrała nas nad Bug, gdzie zresztą zginęło wielu młodych ludzi, dosłownie dzieci. Zamiast więc walczyć w partyzantce za ojczyznę wróciłam niepocieszona do domu i zaczęłam naukę w szkole krawiecko-farbiarskiej. Przed wojną było to II Żeńskie Gimnazjum i Liceum im. Jana Kochanowskiego. Tam w konspiracji jeszcze przed Powstaniem zdałam małą maturę. Kompletami tajnego nauczania kierowała pani dyrektor Maria Rościszewska. To ona zaproponowała, bym wstąpiła do tajnego harcerstwa, działającego na terenie tej szkoły.
Jak wyglądały wasze zbiórki?
Naszą harcmistrzynią była Hanka Zawadzka, na którą wszystkie patrzyłyśmy z wielkim podziwem. Pod nosem Niemców potrafiła organizować zbiórki setek dziewczyn. Odbywały się one w różnych mieszkaniach i domach, gdzie tylko można było je w miarę bezpiecznie zwołać. Zdarzały się zbiórki także w naszym mieszkaniu przy ul. Foksal 13. Były też biwaki w Natolinie. Dziś to część Warszawy, wtedy jednak wyjazd do Natolina wydawał się wielką wyprawą za miasto. Miałyśmy normalne harcerskie szkolenie oraz szkolenie sanitarne z praktyką w szpitalach. Szkolenie sanitarne prowadziła Krystyna Osińska, studentka medycyny. Obejmowało ono robienie zastrzyków, bandażowanie, udzielanie pierwszej pomocy. Pamiętam, że wszystko to bardzo nas wtedy bawiło. Tak naprawdę byłyśmy jeszcze dzieciakami i nie odczuwałyśmy grozy sytuacji, choć przecież z niebezpieczeństwem i zagrożeniem wszyscy spotykaliśmy się na co dzień.
Wspomniałam na początku o sytuacji na Nowym Świecie, którą przeżyłam w 1939 roku. Pamiętam też inne późniejsze tego typu zdarzenia. Na przykład z początku maja 1944 roku. Ukazało się wtedy drugie podziemne wydanie Kamieni na szaniec Aleksandra Kamińskiego. Jeden egzemplarz książki miałam przenieść ze Śródmieścia na Saską Kępę. Wcześniej jednak poszłam do szkoły. Tramwaj, którym jechałam, został w pewnym momencie zatrzymany. Kazano wszystkim wysiąść i pokazać zawartość toreb. A u mnie w teczce oprócz szkolnych podręczników egzemplarz zakazanej książki.
Udało się jednak Siostrze wyjść z tej opresji.
Myślałam już, że czeka mnie Pawiak. Ale na wierzchu moich rzeczy leżał podręcznik do nauki języka niemieckiego. Kiedy zobaczył ją kontrolujący nas hitlerowiec, powiedział tylko: „Sher gut!” – „Bardzo dobrze!” i puścił mnie. Doszłam więc do szkoły. Koleżanka, która też należała do harcerstwa, zapytała, dlaczego jestem taka zielona, a ja po prostu zbladłam ze strachu i przejęcia. Gdy opowiedziałam jej, co się stało, nakrzyczała na mnie, że 3 maja, kiedy wiadomo, że wszędzie mogą być kontrole, także w szkole, wyszłam z domu z zakazaną literaturą. Kazała mi od razu zanieść książkę na Saską Kępę i pod żadnym pozorem nie wsiadać do tramwaju, tylko iść pieszo.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.