Obawiam się, że pytania o role społeczne kobiet i mężczyzn, powody, dla których decydujemy się na rodzicielstwo, o znaczenie i społeczną pozycję małżeństwa, związki jednopłciowe, sens wierności i trwania w monogamicznej relacji rodzą się dziś w niejednej katolickiej duszy. I nie dzieje się tak dlatego, że zostaliśmy zarażeni jakąś ideologią
Feminizm, który dał początek zmianom intelektualnym i społecznym odnośnie do rozumienia pozycji kobiety, z początku odwoływały się do ideałów Oświecenia. Postulaty emancypacyjne uzasadniał w oparciu o uniwersalne prawa człowieka. Początkowo feminizm, szczególnie feminizm liberalny, wyrastał z wiary w to, że emancypacja kobiet jest kwestią przyjęcia neutralnej, ślepej na płeć perspektywy w prawie, życiu społecznym i politycznym. Dopiero z czasem część feministek liberalnych uznała, iż wprowadzenie kobiet do sfery publicznej, bez jednoczesnej zmiany rządzących nią zasad i sposobów funkcjonowania sfery prywatnej, nie oznacza osiągnięcia równości między płciami. Kobiety zmuszane są do płacenia za uczestnictwo w życiu publicznym lub zawodowym ceny, której mężczyźni nigdy nie musieli płacić. Tą ceną jest albo rezygnacja z życia rodzinnego albo przyjmowanie roli superkobiety, spełniającej się jednocześnie w obu sferach. Dlatego to właśnie na gruncie refleksji feministycznej, w której świadomość równości wszystkich ludzi zderzała się z faktycznym doświadczeniem różnic między płciami, mogły się rozwinąć women's, a następnie gender studies.
Świadomość równości wszystkich ludzi, a jednocześnie występowania różnic była obecna od dawna również i w refleksji chrześcijańskiej. Księga Rodzaju zawiera dwa opisy stworzenia świata i człowieka. Jeden pochodzący z tradycji kapłańskiej z czasów po niewoli babilońskiej (Rdz 1), drugi z tradycji jahwistycznej (Rdz 2). Pierwszy tekst daje początek interpretacji podkreślającej równość kobiety i mężczyzny: „Stworzył (...) Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę” – czytamy w 1 rozdziale Księgi Rodzaju (Rdz 1,27). „Tekst biblijny – komentuje Jan Paweł II w liście apostolskim o godności i powołaniu kobiety Mulieris dignitatem (1988) – daje wystarczające podstawy do stwierdzenia zasadniczej równości mężczyzny i kobiety pod względem człowieczeństwa. Oboje są od początku osobami w odróżnieniu od otaczającego ich świata istot żyjących” (Mulieris dignitatem, rozdz. III, 6). Drugi, zawierający opis stworzenia kobiety z żebra Adama, skłaniał Kościół do interpretowania relacji pomiędzy płciami w duchu różnic, jakie dzielą kobietę i mężczyznę.
Mimo formalnego podobieństwa – wszak i teologia katolicka, i gender studies podejmują analizy płci zarówno w porządku równości, jak i różnicy – katolicka i genderowa interpretacje płci opierają się na odmiennych paradygmatach myślenia. Wprawdzie biskupi w zasadzie jednomyślnie twierdzą, że Kościół instytucjonalny popiera zasadnicze cele polityki równościowej, dodają jednak przy tym, że w nauczaniu swym Kościół odwołuje się „tak do światła rozumu, jak i nauki objawionej przez Boga, bez konieczności przywoływania wielowątkowej i kontrowersyjnej kategorii analitycznej gender” (List prymasa Polski, abp Józefa Kowalczyka do minister Agnieszki Kozłowskiej-Rajewicz). To właśnie w oparciu o światło rozumu Kościół w swym oficjalnym nauczaniu wywodzi, iż różnice pomiędzy płciami mają charakter naturalny lub kulturowy, a my możemy w jasny sposób rozpoznać naturę tychże różnic. Ten właśnie punkt jest podważany przez gender srudies. Kościół naucza, że naturalne różnice powinny znajdować odzwierciedlenie w ładzie społecznym, w szczególności powinny być podstawą prawnych i instytucjonalnych rozstrzygnięć dotyczących rodziny (prawa do adopcji dzieci, czy korzystania z procedury in vitro) i małżeństwa (jaki rodzaj związków jest w świetle prawa uznawany za małżeństwo, prawny status związków partnerskich).
Stanowisko to wymaga dziś jednak pogłębienia z co najmniej dwóch powodów. Po pierwsze, w minionych wiekach koncepcja naturalnych różnic między płciami prowadziła do dyskryminacji kobiet. We wspomnianych fragmentach 2 rozdziału Księgi Rodzaju panowanie mężczyzny nad kobietą przedstawione jest jako jedna z konsekwencji grzechu: „On rządzić będzie nad tobą” (Rdz 3,16). W tym duchu były też interpretowane fragmenty Listu do Tymoteusza: „I nie Adam został zwiedziony, lecz zwiedziona kobieta popadła w przestępstwo. Zbawiona zaś zostanie przez rodzenie dzieci, jeśli wytrwa w wierze i miłości, i uświęceniu – z umiarem” (1 Tm 2,14-15) To właśnie doprowadziło Tertuliana do przekonania, iż: „Trwa ciągle na tym świecie wyrok Boga przeciwko twojej płci. A więc z konieczności żyjesz jako oskarżona. Ty jesteś komnatą diabła!”, św. Tomasza z Akwinu do uznania, że kobieta: „Jest wtórnym zamierzeniem natury, jak wszelkie zepsucie, słabość czy starzenie się”. Wprawdzie Kościół dziś dostrzega, że nauczanie na temat naturalnych różnic pomiędzy płciami w przeszłości opierało się na poglądzie dyskryminującym kobiety – że z woli Boga i z natury są one istotami gorszymi od mężczyzn, jednak nie zmienia to faktu, że nowa teologia płci wciąż nie została w odpowiedni sposób pogłębiona. Poważna część starej argumentacji upadła, a nowa nie przekonuje. W cytowanym już liście apostolskim Jana Pawła II czytamy: „Niewiasta jest drugim »ja« we wspólnym człowieczeństwie”. Kobieta więc to ta druga, inna od mężczyzny. A to właśnie w macierzyństwie kobieta jest najbardziej inna od mężczyzny. Dlatego papież dodaje: „Biblijny paradygmat »niewiasty« znajduje swój punkt kulminacyjny w macierzyństwie Bogarodzicy”. Po drugie, nawet jeżeli uznamy istnienie różnic naturalnych, bez odpowiedzi pozostają pytania odnośnie do ich praktycznego znaczenia, a także społecznych i prawnych konsekwencji. Wciąż też nie mamy jasności, jaki jest sens teologiczny, czyli ostatecznie zbawczy, wykluczenia niektórych osób, np. homoseksualnych? Dlaczego osoby te nie mogą – w świetle oficjalnego nauczania – budować związków opartych na miłości i wierności i wychowywać dzieci?
Tradycyjny model rodziny
Niezależnie od tego, jakiej odpowiedzi na pytanie, czym jest tradycyjna wizja rodziny, udzielimy, przyznać musimy, że również wśród wierzących katolików nie ma dziś jednego modelu związku kobiety i mężczyzny. Kiedy mówimy „katolickie małżeństwo”, zazwyczaj mamy na myśli trwałą, nierozerwalną więź łączącą kobietę i mężczyznę, opartą na miłości i wzajemnej odpowiedzialności, otwartą na pojawienie się dziecka. Bywa, że tak rozumiane małżeństwo traktowane jest nieraz jako pewien ideał. Mamy bowiem świadomość, że nie wystarczy zawrzeć sakramentalny związek, aby zbudować więź opartą na miłości, uczciwości, wierności. Pozycję rodziny osłabiają patologie – przemoc domowa: fizyczna i psychiczna, wykorzystywanie seksualne, gwałty, alkoholizm ale i zwykła niedojrzałość oraz zbytnia wiara w magiczną moc sakramentu.
Świadomość tych trudności nie zmienia jednak faktu, że ideał ten jest ważny dla ludzi wierzących, nawet wówczas, gdy dokonywane przez nich wybory są odległe od tego, co opisuje Kościół w swym oficjalnym nauczaniu. Zdarza się, że realizacja tego ideału jest z jakichś powodów odraczana na później, np. w przypadku osób, które żyją w relacji nieformalnej albo uznawana za niemożliwą do osiągnięcia, jak np. w przypadku osób żyjących w związkach niesakramentalnych lub osób homoseksualnych, a jednak dla części z tych osób pozostaje ważnym punktem odniesienia w ich codziennym życiu. Takie właśnie sytuacje mają zapewne na myśli autorzy wspomnianej już ankiety, gdy pytają o „związki na próbę”, związki jednopłciowe czy formy duszpasterskiego wsparcia dla osób żyjących w związkach niesakramentalnych.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.