Czym jest tożsamość chrześcijańska? To jest pierwsze i podstawowe pytanie, na jakie trzeba sobie odpowiedzieć, jeśli chce się mówić o jakimkolwiek wpływie na naszą, chrześcijańską, samoświadomość. Spróbujmy zatem zdefiniować ją sobie na nasz użytek. Przegląd Powszechny, 3/2007
Apostołowie Chrystusa uczyli jednak inaczej. Głosili Dobrą Nowinę, że Jezus z Nazaretu jest tym oczekiwanym Mesjaszem i że wcale nie trzeba się Jego powtórnego przyjścia obawiać. Jeśli się ktoś będzie Go trzymał, zostanie zbawiony - że tak powiem - po znajomości, gdyż On daje zbawienie tym, którzy w Niego wierzą, a nie tylko obiecuje je mgliście, pod warunkiem że ludzie będą grzeczni. Ukazuje to Ewangelia według św. Jana: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Kto słucha słowa mego i wierzy w Tego, który mnie posłał, ma życie wieczne i nie idzie pod sąd, lecz ze śmierci przeszedł do życia. Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam, że nadchodzi godzina, nawet już jest, kiedy to umarli usłyszą głos Syna Bożego, i ci, którzy usłyszą, żyć będą. Jak Ojciec ma życie w sobie samym, tak również dał to Synowi: mieć życie w sobie. Dał Mu władzę wykonywania sądu, ponieważ jest Synem Człowieczym. Nie dziwcie się temu! Nadchodzi bowiem godzina, kiedy wszyscy, co są w grobach, usłyszą głos Jego: i ci, którzy pełnili dobre czyny, pójdą na zmartwychwstanie do życia; ci, którzy pełnili złe czyny – na zmartwychwstanie sądu (J 5,24-29).
Na sąd, którego bali się wszyscy, pójdą tylko ci, którzy nie wierzą w Syna Bożego i źle czynią. Jak ten sąd wypadnie, ewangelista nie mówi, ale kładzie nacisk na zbawienie będące darem Chrystusa.
Zachowanie tożsamości chrześcijańskiej przez chrześcijan żydowskiego pochodzenia było bardzo trudne w środowisku żydowskim. Głoszenie, że nie chodzi o wypełnianie Prawa, ale o wiarę w Chrystusa, że do zbawienia nie potrzeba niczego więcej: ani obrzezania, ani postów, ani rytualnych obmyć, ani przestrzegania setek przykazań synagogalnych czy świątynnych, czyniło z nich wrogów ładu społecznego, anarchistów i niebezpiecznych schizmatyków. Oni sami zresztą wcale nie chcieli odgradzać się od tradycji własnego narodu i tak powstała cała teologia judeochrześcijańska. Jako zaprawieni w wyznawaniu monoteizmu Żydzi, pierwsi chrześcijanie nie mogli uznać Jezusa Chrystusa za Boga, równego Bogu Ojcu. Zgodnie z własną mentalnością stworzyli więc tzw. chrystologię anielską, wedle której Chrystus był największym z aniołów, nieskończenie przewyższającym wszystkie inne, tak wielki, że mógł stać w obecności Bożej, a nie padać przed nim na twarz, jak pozostałe. Dużo o tym możemy dowiedzieć się z apokryfu „Wniebowzięcie Izajasza” [3]. Nadal też chodzili do synagogi, ci, którzy mieszkali w Jerozolimie modlili się w świątyni, obrzezywali swoich synów i zachowywali dawne obyczaje, choć nadzieję pokładali w Chrystusie, a nie w Prawie.
Ich chrześcijańska tożsamość nie przekreśliła ich tożsamości żydowskiej. Wierzyli w Ojca, Syna i Ducha Świętego, choć nie znali pojęcia Trójcy Świętej, byli gorliwymi chrześcijanami, choć nie słyszeli o niepokalanym poczęciu, o wniebowzięciu Matki Bożej, ani nie wiedzieli, że w Rzymie ma być Stolica Piotrowa. Ich tożsamość wyrażała się w wierze, że Jezus jest zapowiedzianym Mesjaszem, choć innym niż się spodziewano, ochrzczeni w imię Ojca, Syna i Ducha nie bali się więcej strasznego Sądu, przekroczenie jakiegoś przepisu Prawa nie wpędzało ich w beznadziejność i mieli odwagę, by za to umrzeć. Wierzyli, że śmierć fizyczna nic złego im nie zrobi i że ożywieni w chrzcie przejdą z jednego życia do drugiego.
Inaczej rzecz się miała z wyznawcami innych religii, którzy przyjmowali chrześcijaństwo.
[3] Zob. Apokryfy Nowego Testamentu, t. 3, Kraków 2001, s. 134-168