Jeśli przyjąć, że drugi opis stworzenia człowieka jest ludzką opowieścią o Początku, to brzmi on, jakby wkradła się w niego nutka pesymizmu osoby mocno doświadczonej, która definiuje otaczający ją świat poprzez własne przeżycia, potrzeby, ograniczenia, kruchość. W drodze, 9/2006
To ciekawy fenomen; uzależniony, samotny, zrujnowany, pogrążony w bólu i cierpieniu po śmierci jedynego, ukochanego syna Tytusa, maluje wielkie dzieło, wręcz mistyczne, które jest hymnem nadziei, wiary — Powrót syna marnotrawnego. Powstaje obraz piękny i symboliczny, namalowany miłością i nią przepełniony. Rozświetla go światło duszy. To światło powstałe w momencie wybaczenia. Ukazuje ono rzeczywistość i wydobywa z mroku inne postacie, które jaśnieją w nim złotawym blaskiem. Jednak do tego, którym targa złość i niechęć, który zazdrości, ono nie dociera, pozostawiając go w cieniu. Malarz maluje przypowieść ewangeliczną, w której oczekującym starym ojcem jest miłujący Bóg. Jego jedna ręka jest delikatną, pełną czułości dłonią kobiecą, druga mocna, podtrzymująca, dłonią męską. Kolor, podobnie jak w malarstwie średniowiecza, nabiera symbolicznego charakteru. Stąd wiele tu złocieni, czerwieni, bieli i czerni.
To właśnie te głosy, które implikują postrzeganie rzeczywistości, najbardziej różnią Rembrandta i Halsa. Malarzy, którzy jako portreciści nie mieli sobie równych w historii sztuki.
Na koniec chciałbym zestawić ze sobą twórców reprezentujących różne dziedziny sztuki, są nimi malarz Goya i muzyk Beethoven. Obu Bóg nie poskąpił swych łask: obaj wybitnie utalentowani, w życiu doświadczyli wielkiego sukcesu zawodowego. Starość natomiast zabrała im słuch. Ta niechciana choroba była dla nich wielkim dramatem. O ile można sobie wyobrazić twórczą aktywność głuchego malarza, o tyle niesłyszący muzyk, kompozytor to prawdziwy dramat. I w tym wypadku o losach twórców decyduje perspektywa, z jakiej patrzą na świat. Można go widzieć poprzez samego siebie i własną chorobę, a można zobaczyć z pozycji miłosnego pochylenia Stwórcy. W tym okresie Beethoven tworzy jedno ze swoich największych dzieł, przepełnioną triumfalną witalnością IX Symfonię, z kantatą finałową Oda do radości (sama melodia, bez tekstu, w opracowaniu Herberta von Karajana, została przyjęta jako hymn Unii Europejskiej). Kompozytor, siedząc w pierwszym rzędzie na premierze swojego utworu, nie mógł go jednak usłyszeć, dopiero gdy obrócił się w kierunku widowni, uświadomił sobie, że odniósł olbrzymi sukces. Stary, schorowany mistrz cieszył się radością innych, był szczęśliwy ich szczęściem. To prawdziwy dar.
Jakże inaczej swoją chorobę przeżywa wybitny malarz XIX wieku Francisco Goya. Zamykając się w odosobnieniu, zrywa kontakt z ludźmi i z całym światem. Wówczas to powstają olbrzymie freski noszące wspólny tytuł Malowidła z domu szaleńca. Artysta przedstawia w nich dziwny i osobliwy świat, w którym słowo człowiek wcale nie brzmi dumnie. Jego praca Posiłek staruszków jest drwiną z człowieka i ludzkości. Dwójka starych ludzi w swojej odrażającej fizyczności jest zupełnie pozbawiona duszy, stając się urągowiskiem naszego podobieństwa do Boga. Spojrzenie twórcy na rzeczywistość poprzez swoje kalectwo zupełnie pozbawiło świat sensu i piękna. Goya, wielki moralista, „sumienie Europy”, staje się ponurym, zgorzkniałym starcem, który nic nie może dostrzec w ludziach poza okrutnym zezwierzęceniem, a przecież jeszcze niedawno był nadwornym malarzem króla Hiszpanii, kochankiem księżnej Alba i najbardziej podziwianym twórcą Europy. Całe życie podążając za swoimi pragnieniami i ambicjami, zupełnie nie zauważył chwili, kiedy upodobnił się do biblijnego Tobiasza, gderliwego ślepca, niemającego na nic nadziei.