Kościół potrafił się jednak odbudować i odniósł zwycięstwo, choć zapłacił za to pewną cenę, dlatego zamiatanie brudów pod dywan i mówienie, że jest to pomnik ze spiżu, na którym mucha nie siada, jest fałszywą strategią. W drodze, 10/2006
Mówi Pan o krytyce podobnej do krytyki innych źródeł. Prof. Karol Modzelewski powiedział kiedyś, że historia poszła w takim kierunku, iż historycy chętniej mówią o tym, że badają źródła, niż o tym, że dochodzą prawdy, a historycy IPN są bodaj ostatni, którzy ciągle uważają, że badają prawdę, tak jakby mieli do niej bezpośredni dostęp.
Gdyby prof. Modzelewski wyrażał tylko takie poglądy, to dyskusja byłaby możliwa. Wywiad, w którym te sformułowania padły, nosił tytuł „Kto historyk, kto trąba” i byliśmy w nim przedstawieni jako trąby, które nie rozumieją, na czym polegają badania historyczne. Modzelewski jest mediewistą i nie chce przyjąć do wiadomości, że źródła, na których opiera swoją pracę, są inne od tych, z którymi mają do czynienia historycy dziejów najnowszych. Nie odezwie się też do prof. Modzelewskiego nikt z bohaterów jego książek i nie zwyzywa go od najgorszych, podczas gdy ludziom zajmującym się historią najnowszą to się zdarza. Prof. Modzelewski nie bierze tej różnicy pod uwagę, bo sam wszedł do grona tych wyzywających. Wracając do pytania: nie ma jednego poglądu wśród historyków IPN na temat celów ich prac. Twierdzę, że celem historyka powinno być dążenie do prawdy, a nie tylko analiza źródeł, natomiast ta prawda nigdy nie jest nam dana do końca. Nigdy nie możemy być przekonani, że ustaliliśmy już wszystko i nasz punkt widzenia jest niepodważalny. Są ludzie, którzy tak jednak uważają, i oni są zarówno w IPN, jak i poza nim. Jedno jest natomiast pewne - nie powinno się zastępować dyskusji rzucaniem obelg.
Jaka droga zmierzenia się z teczkami byłaby, Pana zdaniem, najlepsza dla Kościoła, chociażby ze względu na jego wiarygodność i misję w świecie?
Kościół ma znakomitą sytuację, bo ma swoich historyków. Nie mają ich środowiska dziennikarzy, adwokatów, lekarzy i mnóstwo innych. Biskupi mogą się zatem z ich pomocą zapoznać z tym, co o duchownych z ich diecezji wiadomo, i wyciągać z tego wnioski. Niestety, od pewnego czasu widać wyraźnie, że mamy do czynienia z klasycznym zamiataniem pod dywan, pod hasłem, że „to są wszystko kłamstwa i bezwartościowe dokumenty”, względnie „to zaszkodzi Kościołowi, który trzeba chronić”. Do czego to prowadzi? Obserwując to, co się dzieje w większości państw Unii Europejskiej, mam dość pesymistyczną wizję tego, co będzie dalej w Polsce z Kościołem. Mam poczucie, że w perspektywie najbliższych kilku czy kilkunastu lat zacznie się u nas, niestety, to, co możemy teraz obserwować w Hiszpanii. Jeden z głównych kierunków sporu politycznego zacznie dotyczyć właśnie roli Kościoła. Spodziewam się, że odbudowana lewica będzie dużo bardziej antyklerykalna od tej postkomunistycznej, SLD–owskiej, bo ci ludzie nie szukali wojny z Kościołem, tylko z czystego wyrachowania szukali modus vivendi. Nowa, antyklerykalna lewica sięgnie po wszystkie dostępne materiały, żeby skompromitować Kościół. Jednym z nich będą archiwa IPN. Zatem albo Kościół sam teraz rozbroi bombę, albo zostawi ją swoim przeciwnikom. Dzisiejsze oskarżanie publicystów czy historyków, że szkodzą Kościołowi, bo uważają, iż trzeba ten problem rozwiązać, jest absurdalne wobec tego, co nastąpi, kiedy po te materiały zacznie sięgać antyklerykalna lewica i wykorzystywać historię Kościoła w PRL jako narzędzie walki.