Dziś, wobec realnego niebezpieczeństwa masowego odchodzenia ludzi od Kościoła, i to już w następnym pokoleniu, wydaje się, iż samo zachowanie status quo to zdecydowanie za mało. Należy mądrze podjąć „ekspansję w przyszłość”. W drodze, 10/2007
W rezultacie zdarza się, iż młody kapłan reprezentuje przedziwną postać: z jednej strony cierpi na kompleks niższości (bo w zestawieniu ze świeckimi rówieśnikami czuje się niedouczony i niedojrzały - o ile w ogóle ma odwagę przyznać się do tego). Z drugiej strony, formacja seminaryjna wyrobiła w nim poczucie wyższości i przekonanie, iż kapłaństwo to poważny awans społeczny. Taka swoista „mieszanka wybuchowa” owocuje lękiem, nieufnością (zwłaszcza wobec wyżej wykształconych świeckich) i przekonaniem o konieczności stałego udowadniania, że to on ma rację. Kapłani są „z ludu wzięci i dla ludu ustanowieni” (por. Hbr 5,1); nie można zatem traktować kapłaństwa w kategoriach „awansu społecznego” (czy tym bardziej jako „ucieczki od bezrobocia”, lęku przed brakiem innych perspektyw życiowych!). Nie można automatycznie, wraz z przyjęciem święceń, zostać mistrzem i przewodnikiem; trzeba zrozumieć, że to przychodzi stopniowo, wraz z osobistym wzrostem duchowym oraz społecznym doświadczeniem służby bliźnim.
■ Skoro kapłani są „dla ludu ustanowieni”, pojawia się pytanie o społeczną świadomość księdza: konkretnie chodzi o to, jaka grupa społeczna jest dla niego środowiskiem, które uznaje i traktuje jako własne, w sensie własnego „my”. Wydawać by się mogło, że dla kapłana pracującego w parafii takim własnym środowiskiem dla kapłana powinna być wspólnota parafialna (tu leży m.in. jeden z aspektów sensu celibatu!). Tymczasem wszelakie braki w emocjonalnej i duchowej formacji księdza, nieumiejętność właściwego ustawienia kontaktów ze świeckimi powodują, iż niezmiernie trudno mu odnaleźć się w takim układzie. W rezultacie jako własne zostaje w naturalny sposób uznane środowisko samych duchownych. Potem taki ksiądz czuje się osamotniony w obrębie parafii i korzysta z każdej okazji, aby wyjechać i spotkać się z kolegami z sąsiedztwa. Poprzez tego rodzaju kontakty towarzyskie próbują ratować się przed całkowitym zagubieniem. Dla parafian dostępni są tylko na tyle, ile to konieczne w ramach niezbędnych „usług duszpasterskich”; ma to miejsce zwłaszcza tam, gdzie wierni nie mogą lub nie przejawiają chęci, aby wykorzystać wszelkie możliwości opłacenia stypendiów mszalnych. Jeśli „intencji mszalnych” brakuje, wówczas może się nawet zdarzyć, iż między poniedziałkiem a sobotą trudno zastać księdza w parafii... (bywają niestety takie sytuacje!).
Niejednokrotnie można usłyszeć, że trudności, jakie księża napotykają w relacjach ze świeckimi znajdują odzwierciedlenie w sprawach szczególnie „drażliwych”: chodzi o wysokość uposażeń osób świeckich zatrudnionych bądź w parafiach bądź w innych instytucjach kościelnych. Oczywiście, nie ma co oczekiwać, że podlegające Kościołowi instytucje (a zwłaszcza dzieła charytatywne) będą miejscem wyjątkowo dogodnych „synekur” dla zatrudnionych tam świeckich; niemniej poważnym źródłem zgorszenia jest sytuacja wyraźnej dysproporcji między osobistym dochodami osób świeckich i duchownych, zwłaszcza iż świeccy przeważnie mają na utrzymaniu swoje rodziny.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.