Współczesne społeczeństwo jest bardzo zranione, niezrównoważone, zdezorientowane. Oddala się od Boga, gubi sens życia, zatraca jego smak, bo tylko Jezus może dać pełnię życia. Dlatego potrzeba znaków miłosierdzia. W drodze, 10/2008
AC: Każdy rozpoznaje to inaczej. Jedno jest wspólne: w wypadku wszystkich uzdrowień – fizycznych, psychicznych czy duchowych – trzeba mieć odwagę powiedzieć pierwsze słowo. Jest to twój akt wiary. Reszta przychodzi sama.
Trzeba też zawsze rozeznać, czy lepiej wypowiedzieć je na głos, czy nie. Na początku doświadczenia z Duchem Świętym wydaje ci się, że możesz uzdrowić wszystkich. Potem stopniowo wszystko ulega zmianie. Teraz jestem na takim etapie, kiedy uważam, że ogłoszenie uzdrowienia nie jest najważniejsze. Pan działa i tak. Potem ludzie przychodzą i opowiadają o uzdrowieniach.
A masz jakąś ulubioną historię drogi, którą ktoś rozpoczął po uzdrowieniu?
AC: Nie napisałem jeszcze żadnej książki, bo w takich wypadkach istnieje niebezpieczeństwo pychy. Niemniej chciałbym, nie pod swoim imieniem, spisać wszystkie spoczynki w Duchu Świętym, z jakimi się dotąd spotkałem.
Ostatnio na przykład przeżywam cudowne doświadczenie, związane z ciemnoskórą dziewczyną, której listy z opisami spoczynków w Duchu Świętym przechowuję od sześciu lat. Doszła do takiego punktu, że Jezus sam do niej przemawia. Przychodzi do mnie, przez chwilę opowiada, a kiedy zaczynamy się modlić, wchodzi w stan spoczynku i Jezus zaczyna do niej mówić. Udziela wskazówek co do jej postępowania, każe mnie pytać, czy się zgadzam. Na co ja nieodmiennie odpowiadam: „Jasne, że się zgadzam”.
Ta dziewczyna jest chora na cukrzycę. Na początku, sześć lat temu, wydawało się, że w spoczynku, w obecności Matki Bożej, Pan ją uzdrawiał poprzez przepłukanie żył. Byłem bardzo szczęśliwy. Aż pewnego dnia powiedział: „Nie, nie uzdrowię cię. Kiedyś wyjaśnię ci, dlaczego”.
Poczułem się rozczarowany, ale ona w międzyczasie poczyniła olbrzymie postępy duchowe, aż dwa lata temu ujrzała leżący na ziemi duży drewniany krzyż. Do krzyża przybity był Jezus, cały we krwi. Straszny widok. Jezus spojrzał na nią cierpiącym wzrokiem i powiedział: „Teraz zrozumiesz, dlaczego cię nie uzdrowiłem. Czy jesteś gotowa oddać życie jako ofiarę za wspólnotę i za Kościół?”. Na początku się opierała, później jednak powiedziała: „Tak”. Od tej pory stan jej zdrowia zaczął się pogarszać – cukrzyca posuwa się w szybkim tempie, dziewczyna cierpi straszne bóle, zaczyna tracić wzrok. I cały czas powtarza: „Tak”.
Podobno Bóg obdarzył cię jeszcze innym niezwykłym darem.
AC: Nie przychodzi on zbyt często, ale mam szczególną zdolność widzenia duchowej specyfiki danego miejsca, która zrodziła się przed wiekami. Wygląda to jak proroctwo. Tak, jakby Bóg prosił obecnych, aby wykonali określoną rzecz w celu wyeliminowania dawnego przekleństwa, wynikającego z obecności masonerii lub z praktyk okultystycznych.
Na południu Brazylii, na granicy z Argentyną i Paragwajem, znajduje się brama narkotykowa. Stamtąd narkotyki trafiają na teren całej południowej Brazylii. Pewnego razu, odprawiając Mszę Świętą w tamtej okolicy, powiedziałem: „Czuję, że Pan prosi was, abyście raz w miesiącu zbierali się na intensywnym nocnym czuwaniu, aby zapobiec śmierci w wyniku zażywania narkotyków”.
Z początku nikt nie zareagował. Mimo to zapewniłem, że adoracja zapobiegnie wypadkom śmierci spowodowanej narkotykami. Po Mszy dowiedziałem się, że rzeczywiście było tak, jak przeczuwałem: każdego tygodnia ginęli ludzie. Po siedmiu miesiącach spotkałem ponownie koordynatora ruchu charyzmatycznego z Florianopolis. Spytałem o tę sprawę, a on opuścił głowę i powiedział: „Miał ojciec rację. Przez pięć miesięcy pozostaliśmy wierni czuwaniu i przez te pięć miesięcy nikt nie zginął. Potem jednak zaprzestaliśmy go i śmierć wśród młodych wróciła”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.