Kościół lubi się celebrować... To nie jest specjalnie ewangeliczne. Tygodnik Powszechny, 13 maja 2007
Śluby wieczyste złożył po arabsku. Swoje życie i powołanie ofiarował za zbawienie muzułmanów. Myślał, że do końca życia będzie mógł z nimi mieszkać. Ale przełożeni wysłali go na studia do Francji.
Nie król, ale brat
Moris ma opasłą teczkę z listami, na które nie zdążył odpowiedzieć. Piszą głównie młodzi ludzie: chcą się zwierzyć, spytać o radę, wstąpić.
Do Truskawia często przyjeżdżają goście. Ksiądz Jacek z Warszawy, opiekun Odnowy w Duchu Świętym, pragnie spędzić kilka dni w pustelni. Przełożona pewnego klasztoru pyta Morisa, jak poradzić sobie z młodymi mniszkami, które wolą oglądać seriale, niż adorować Chrystusa. Kolejny ksiądz myśli o zostaniu małym bratem.
Moris wszystkich przyjmuje. Uważa, że zadaniem Kościoła jest dzielić troski z ludźmi.
Rzeczywistość jednak często wykracza poza jego marzenia. Polski Kościół lubi się celebrować: księże prałacie, księże infułacie, bogato zdobione sutanny, wasza ekscelencjo, biskup mieszkający w pałacu... – To nie jest specjalnie ewangeliczne – mówi mały brat. – Kościół jest wiarygodny tylko wtedy, kiedy żyje tym, co głosi. Klucz naszego powołania to życie Nazaretem. Jak Jezus. On wziął na siebie wszystko, co nasze: słabości, choroby, a nawet grzechy i śmierć. On nas zbawił nie jako król, ale jako brat.
Przed kościołem parafialnym w Izabelinie niedaleko Truskawia wiszą trzy dzwony. Na największym wygrawerowano sylwetkę Jana Pawła II. Na mniejszym kard. Józefa Glempa. Na najmniejszym św. Franciszka.
Po co żyć
Teologię studiował u dominikanów w Tuluzie. Na drugim roku studiów poznał Jacquesa Maritaina, jednego z największych filozofów chrześcijańskich XX w. Zdjęcie Jacquesa wisi nad łóżkiem w pokoiku Morisa. – Po śmierci żony mieszkał z nami przez 13 lat – wspomina Moris.
Jako młody człowiek Maritain studiował na Sorbonie. Był niewierzący. Poznał Raissę, Żydówkę, z którą wkrótce się ożenił. Ich idée fixe stało się odnalezienie sensu życia człowieka. Studia filozoficzne nie przyniosły odpowiedzi. W 1905 r. postanowili dać sobie rok czasu. I popełnić wspólnie samobójstwo, jeśli się nie dowiedzą, po co żyć. W ciągu tamtego roku oboje się nawrócili. – Całe życie poświęcili Bogu i ludziom – opowiada Moris. – Jacques przez dzieła filozoficzne, Raissa przez wiersze i powieści. Nawrócili mnóstwo ludzi, a dziennikarze kpili, że wypełnili francuskie klasztory.
Maritain miał 78 lat, kiedy wstąpił do małych braci. – Książki Jacquesa były trudne, ale on sam bardzo prosty – mówi Moris. – Wieczorami przychodziłem do niego porozmawiać. Patrzyłem, jak się modli, jak kocha innych i uczyłem się.
Nie piją, nie mają kobiet
W 1978 r. dwaj Polacy po zakończeniu formacji we Francji założyli wspólnotę w Krakowie. Na początku lat 80. przełożony generalny wysłał Morisa do Polski, bo po braciach słuch zaginął. Realia PRL rozsadziły wspólnotę. Jeden z braci musiał odpracować pobierane w czasie studiów stypendium. Drugiego powołano do wojska.
W Polsce Ludowej mali bracia działali nielegalnie: na mocy porozumienia państwo-Kościół nie mogły powstawać nowe wspólnoty zakonne. Biskupi o wszystkim wiedzieli, ale zakonnicy musieli żyć w konspiracji. Po paru latach bracia spotkali się znowu i zamieszkali w Laskach pod Warszawą. – W pewnym momencie człowiek, u którego mieszkali, ożenił się, więc musieli się wynieść – opowiada brat Wojtek. – W 1983 r. za 50 dolarów kupili działkę w Truskawiu. Nielegalnie. Potem nielegalnie położyli fundamenty, wzięli pożyczki, kupili materiały i wybudowali ten drewniany domek. Poza nimi nikt tu nie chciał mieszkać, bo to same piaski.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.