Prawdy o totalitaryzmie, paradoksalnie, widać więcej w czasach naszych – czasach jednostek i ich praw. Tygodnik Powszechny, 9 grudnia 2007
Jakże inaczej wyglądała „okupacja sowiecka”, jeśli już tego sprzecznego z tradycją językową wyrażenia użyć... PRL była państwem zwycięzców, nie pokonanych. Przyrzekała wprowadzić znękany wojną i przedwojenną nędzą lud w krainę obfitującą w dobrodziejstwa dotąd jeszcze niezaznane. Ziemia dla chłopów, praca dla robotników, oświata dla dzieci, opieka zdrowotna dla wszystkich... Wolność od strachu przed bezrobociem i nędzą... A co więcej, godność ludzka dla każdego, szacunek dla każdej pracy, skarby kultury dla wszystkich, koniec podziałom narodu na możnych i zasobnych oraz czapkujących im chudopachołków, kres pomiataniu ludźmi i ludzi upokarzaniu: na-ród, za pomocą lewara solidarności (sic!) wydźwignięty wreszcie na wyżyny wspólnoty. Krótko mówiąc, sprawiedliwość społeczna krzepko i na wieki na oświeceniowym trójnogu wolności, równości i braterstwa usadowiona. Aż się prosiło, by instynkt samozachowawczy, impuls etyczny i patriotyzm znów przemówiły tym samym językiem, tyle że odwrotne do poprzedniego niosąc przesłanie... Trzeba było tylko w te obietnice uwierzyć. Albo, z braku wiary w szczerość czy potencje obiecujących, postanowić dać im szansę rozchwiania podejrzeń.
W Polsce naniesionej na mapę germańskiego Lebensraumu totalitaryzm niemiecki odtrącał brutalnie nawet tych nielicznych, którzy sympatyzowali z jego światopoglądem bez względu na to, skąd przybywał. Totalitaryzm sowiecki kusił i pociągał swymi hasłami nawet wielu z tych, którzy o cnotach kraju, z którego się wywodził, nie byli, mówiąc oględnie, przekonani.
Urokowi komunistycznych haseł trudno było się oprzeć ludziom, którzy boleli nad dziedzicznym ubóstwem i cywilizacyjnym zacofaniem, jakie dręczyły ich współziomków. Hasła odwoływały się w równej mierze do poczucia sprawiedliwości społecznej, jak i, po prostu, do umiłowania ojczyzny. Jakiż to patriota (człowiek, który stawia dobro narodu ponad kastowym interesem) chciałby, aby zapowiadane w hasłach dobrodziejstwa nie stały się jego współziomków udziałem?!
Sęk w tym, że nader szybko okazało się, iż hasła sobie, a praktyka sobie. Przepaść cywilizacyjna między Polską a resztą Europy pogłębiała się, miast kurczyć. Obiecany dobrobyt nie nadchodził. Nowe podziały w mało czym, prócz ostentacyjności, starym ustępowały. A nad tym wszystkim unosiło się widmo władzy okrutnej i bezwzględnej, nieznoszącej sprzeciwu, alergicznej nie tylko na myśl od jej mniemań odmienną, ale także i na wszelką taką, która nie z jej inspiracji, nakazu czy nadania się wywodziła. Tym, czym były żółte firanki dla przywilejów nowej elity, frazeologia emancypacji społecznej i władzy ludowej była dla bezduszności rządców i ich braku skrupułów.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.