Prawdy o totalitaryzmie, paradoksalnie, widać więcej w czasach naszych – czasach jednostek i ich praw. Tygodnik Powszechny, 9 grudnia 2007
Slavoj Žižek (osobliwość żywcem przeniesiona z epoki dada, „noża w bżuchu” i épatez les bourgeois – do epoki, w której epatować już nie ma kogo, bo wszyscy po dziurki nosa wyepatowani i epatowaniem doszczętnie zblazowani) napisał ostatnio, że dwa niemieckie filmy o życiu codziennym Ossich w czasach, gdy jeszcze ich tak nie przezywano, nie chwytają istoty komunistycznego totalitaryzmu; ba, fałszują jego rzeczywistość. Jeśli chcesz wiedzieć i innych powiadomić, jak się za komunizmu żyło, orzeka Žižek – rób filmy z „Opowiadań kołymskich” Szałamowa... W milczącym założeniu: prawda komunizmu była na Magadanie, a nie w Tambowie czy Jarosławiu. A prawda nazizmu pewnie w Dachau i Oświęcimiu, a nie w tej wiosze, o której serial „Heimat” rozwlekle opowiada?
Spytałbym Žižka, gdyby było warto (a nie jest), dlaczego szczęściarze, którzy za późno się urodzili, by smaku totalitaryzmu zaznać osobiście, mieliby chcieć, a co więcej wytężać mózgi, by totalitaryzm, zamierzchłe już wszak dla nich dzieje, pojąć? Od skręcających kiszki okropności mają przecież „Wściekłe psy” albo „Teksańską masakrę piłą mechaniczną” albo „Piątek trzynastego”, i codzienne porcje telewizyjnych horrorów, i setki odmian komputerowych gier w hurtowe mordowanie odmieńców... A wszak w zestawieniu z wyrafinowanym artyzmem kina, telewizji, Nintendo czy PlayStation codzienność lagrów i łagrów zdać się im musi poronionym tworem prowincjonalnych chałupników i tandeciarzy.
Ci szczęściarze wiedzą niemal od urodzenia, że rzeczy potworne są dziełem potworów, a nikczemne sprawki sprawą nikczemników, że więc potworów i nikczemników trzeba trzebić, zanim oni zaczną to z nami czynić, a jako że trzebieni są pomiotem szatańskim, ich pogromcy są – kimże by innym? – aniołami. Gdy więc z wypiekami na twarzy starają się elektronicznych potworów w ich własnej niecnej grze pokonać, ich podstępy ripostować jeszcze wymyślniejszymi podstępami i ich zastępy wykosić, zanim oni nasze kosić zaczną, w niczym to ich własnemu o sobie mniemaniu nie uwłacza. Przecież te elektroniczne potwory dybały na nich z czystego okrucieństwa, podczas gdy oni ratowali siebie, a przy okazji i resztę świata, przed okrutnikami. Ludzkość dzieli się na katów i ich ofiary, a gdy te drugie zgładzą ostatniego z tych pierwszych, sprawę okrucieństwa będzie można złożyć do którejś składnicy pamięci/niepamięci i drzwi zatrzasnąć. Jeśli okrucieństwo jest dziełem okrutników, myśmy są bez skazy – quod erat demonstrandum.
O, gdyby tak było... Gdyby totalitaryzm dał się sprowadzić do wypuszczenia czy wyrwania się z klatek paru bestii w „porządnych czasach” pod kłódką trzymanych... Gdyby cierpienie uszlachetniało, gdyby było glejtem na niewinność i moralną cnotę... Gdyby niecnota oprawców nie skapywała na ich ofiary i na świadków ich zbrodni i ich nie brukała, gdyby ofiary maszerowały na plac kaźni lub z niego umykały czyste i nieskalane... Gdyby dało się, jak to w lagrach i łagrach czyniono (lub przynajmniej uczynić się gorliwie starano, i jeśli się do końca nie udało, to nie z braku gorliwości!), podzielić świat schludnie i klarownie na wszechwładne podmioty i powolne ich wszechwładzy przedmioty, na tych, którzy czynią, i tych, którym jest czynione...
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.