Nietzsche pisze o nihilizmie z emocją, z oburzeniem. To nieprzypadkowe. Ale „nihilizm” to nie jest coś jedynie negatywnego, nihilizm jest także pozytywny, twórczy. Nihilizmu nie można przezwyciężyć, tylko można go przezwyciężać. Znak, 10/2007
PIOTR GRACZYK: …sto jest dobry punkt wyjścia do wprowadzenia nowego wątku. A więc właśnie: a może jednak, mimo całej absurdalności tego pomysłu, coś jest „poza”? Czy chrześcijaństwo jest do pomyślenia bez czegoś, co jest „poza”?
Chciałbym tu się odwołać do tego, co pisała Simone Weil. To, co ona mówi, jest do pewnego stopnia zbieżne z tym, co mówi Nietzsche. W Osobie i świętości – jednym z jej późnych esejów – Weil stwierdziła, że gdy mówimy o różnicy między dobrem a złem, to nie ma sensu odwoływać się do takich pojęć jak „prawa osoby ludzkiej” czy w ogóle do jakichkolwiek stałych struktur obecnych w świecie, które by nas informowały, na czym polega ta różnica. W człowieku jest coś świętego, ale to jest całkowicie poza słowami. To, co w człowieku święte, wyznacza granicę między dobrem a złem, granicę, której nie wolno naruszyć. Ale tego, gdzie jest ta granica, nie możemy się dowiedzieć z żadnych pojęć. Możemy się o tym przekonać niejako doświadczalnie, zgadzając się, aby ta granica została naruszona w nas z zewnątrz – to, mówiąc krótko, zgoda na Krzyż.
Chrystus jest przykładem kogoś, kto wyraził tego rodzaju zgodę. I dlatego istnieje coś, jakaś część duszy, jak pisze Weil, której w żadnym człowieku nie wolno naruszać – to jest ten Chrystus w nas, niewinność w nas. W każdym człowieku, poza słowami, poza pojęciami metafizycznymi, jest coś świętego, niewinnego. Dlaczego to jest ważne? Bo tym samym, według Weil, w naszej aktywności w świecie natrafiamy na coś, co jest nienaruszalną, niearbitralną granicą. Natrafiamy na nią w innym człowieku. Coś podobnego mówił też Lévinas. Przy czym pojęcie „człowiek” nie ma tutaj istotnego znaczenia – człowiek jest funkcją tej granicy, a nie ta granica jest funkcją człowieczeństwa.
I tutaj, zdaje mi się, jest ten punkt, w którym Nietzsche nie dopuszcza do głosu pewnego rodzaju doświadczenia, jakie się z tym wiąże, bo to rozbijałoby spójność jego układu pojęciowego. Nietzsche mówi tak (ten cytat pojawia się w książce Krzysztofa Michalskiego): dobra wojna usprawiedliwia każdą sprawę. Pytanie brzmi: czy rzeczywiście usprawiedliwia każdą sprawę, czy nie istnieje coś, czego nic nie usprawiedliwia? Przychodzi mi do głowy Dostojewski – to, co Iwan Karamazow mówi o łzach dziecka. Czy nie ma czegoś takiego, czego mi nie wolno zrobić pod żadnym pozorem? Bo co to jest „dobra wojna” według Nietzschego? Dobra wojna to taka, którą prowadzę bez hipokryzji polegającej na tym, iż rzekomo walczę dla dobra mojego wroga. A taka hipokryzja pojawia się zawsze, gdy sugeruję istnienie jakiegoś dobra niearbitralnego i nienaruszalnego, istniejącego niezależnie od takich czy innych wyników „dobrej wojny” – dobra nieziemskiego, spoza pola walki. Bo jest to dobro, siłą rzeczy, wspólne dla mnie i dla mojego wroga. Tymczasem, aby wojna była „dobra”, sprawa musi być postawiona jasno: walczę w imię mojego dobra przeciw cudzemu dobru.
Te rozbieżne rozumienia dobra, hierarchie dóbr, jakie z nich wynikają, są nie do pogodzenia, nigdy nie będzie takiej interpretacji dobra, na którą zgodzą się wszyscy. Dlatego wojna jest nieunikniona. A dobra wojna polega na tym, że walczący nie twierdzą – tak jak, powiedzmy, twierdzi Bush, bijąc się z Irakijczykami – że oni to wszystko czynią dla ich dobra. Gdy prowadzimy wojnę jako hipokryci, rzekomo w imię wspólnego dobra, chcemy nie tylko pokonać przeciwnika, ale i odebrać mu prawo do jego inności. I teraz powstaje dylemat. Z jednej strony Weil i Lévinas twierdzą, że dobra wojna nie usprawiedliwia wszystkiego; że istnieje granica nieumowna w innym człowieku, której nie wolno przekroczyć; że tym samym istnieje niearbitralna, z zewnątrz dana człowiekowi granica między dobrem a złem. A z drugiej strony Simone Weil w tym samym eseju, o którym wspominałem, pochwala karę śmierci – istnieją, powiada, ludzie tak zepsuci, których trzeba zabić dla ich dobra, bo tylko ten ostateczny wstrząs jest w stanie na powrót obudzić w nich tę wiecznie niewinną, Chrystusową część duszy. A zatem w konsekwencji – wolno człowiekowi zrobić właściwie wszystko dla jego dobra, wolno go nawet zabić.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.