Nietzsche pisze o nihilizmie z emocją, z oburzeniem. To nieprzypadkowe. Ale „nihilizm” to nie jest coś jedynie negatywnego, nihilizm jest także pozytywny, twórczy. Nihilizmu nie można przezwyciężyć, tylko można go przezwyciężać. Znak, 10/2007
KRZYSZTOF MICHALSKI: Ma Pan rację, to rzeczywiście sedno zagadnienia. Hegel – w sytuacji ludzkiego nieszczęścia, cierpienia, obrzydliwości – proponuje zrozumienie, do czego to wszystko służy, jaki to ma sens. I mówi, że ten akt zrozumienia jest jedynym pocieszeniem, na jakie nas stać. Pocieszenie może dać tylko rozum, pocieszenie nie może przyjść „z zewnątrz” rozumu – bowiem nie ma żadnego takiego „zewnątrz”. Rozum jest wszechobejmujący, uniwersalny; pojęcie częściowego rozumu jest (dowodzi Hegel) nonsensem, tak jak nonsensem jest częściowe wyskoczenie przez okno. Rozum jest imperialistyczny, wciela każdy swój warunek, każdy jego warunek musi doń należeć. Choć więc możemy się czasem mylić, to jednak musimy wierzyć, że rozum jest uniwersalny – i w związku z tym to gówno, w jakim siedzimy, jest zrozumiałe, a więc będziemy mogli kiedyś z niego wyjść. U Nietzschego można znaleźć fragmenty – znalazłem ich dużo, głównie w ineditach – które są do tego podobne. Ale one mają w rzeczywistości zupełnie inne znaczenie. Myśl, że w świecie może się pojawić coś radykalnie nowego, jest – pisze tam Nietzsche – nonsensem. Ale dlaczego? Dlatego, że twierdzenie takie zakładałoby absurdalne pojęcie świata jako jakiejś całości. Jest kompletnym absurdem pomyśleć, że nagle coś nowego dochodzi do świata: przecież nie mówimy w tym przypadku o jakiejś kuli czy kwadracie, nie mówimy o niebie o zmierzchu. Świat nie ma żadnych cech (do których można by dodać jakąś nową), nie może być czerwony, a potem czarny, jak niebo zapadającego zmierzchu; tylko coś w świecie ma jakieś cechy. Już we wczesnych pismach pojawia się ten motyw, w innej postaci: Nietzsche pisze wtedy, że świat nie ma żadnej wartości, że nie można powiedzieć, czy świat jest dobry czy zły – to byłby po prostu nonsens.
A zatem: te wszystkie uwagi nie przeczą faktowi – który ma podstawowe znaczenie dla naszych rozważań o religii – że moja tożsamość, jak każda, jest wewnętrznie pęknięta. Że nie „jest”, że nie może po prostu „być” – bo życie ją stale rozsadza od wewnątrz. To rozsadzanie ją dopiero konstytuuje. Już Kartezjusz – jak widzieliśmy – o tym wiedział. Moja tożsamość jest więc przeniknięta nicością, tajemnicą, jest otwarta na obcość; w rezultacie, z punktu widzenia mojego dotychczasowego życia, moich oczekiwań, mojego systemu racjonalności, pojawienie się czegoś radykalnie nowego jest jak najbardziej możliwe, więcej: ta możliwość jest zakodowana w mojej tożsamości. W kontekście takiego rozumienia ludzkiej kondycji takie pojęcia jak na przykład zmartwychwstanie nabierają sensu.
PIOTR GRACZYK: Przy pewnej interpretacji tych pojęć...
KRZYSZTOF MICHALSKI: Oczywiście, że tak.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.