Nietzsche pisze o nihilizmie z emocją, z oburzeniem. To nieprzypadkowe. Ale „nihilizm” to nie jest coś jedynie negatywnego, nihilizm jest także pozytywny, twórczy. Nihilizmu nie można przezwyciężyć, tylko można go przezwyciężać. Znak, 10/2007
PAWEŁ KŁOCZOWSKI: Co do tej hybris – myślę, że to jest kluczowe pytanie do Nietzschego. Ja bym tu raczej użył słowa thymos, w sensie platońskim. Przypomnijmy sobie tę trzypiętrową duszę Platona z Fajdrosa: jest rozum – woźnica, i dwa konie. Najpierw pojawia się pożądliwa dusza, potem ta dusza dumna, honorna, która daje się prowadzić rozumowi, jeśli rozum jest szlachetny i potrafi to robić. Jeśli zaś będziemy postrzegali Nietzschego – do czego się skłaniam – przede wszystkim jako najważniejszego od czasów Marksa krytyka demokracji – to on tu rzeczywiście uchwycił coś istotnego. A mianowicie, że mniej więcej od czasów Hobbesa demokracja zmierza do tego, aby wyciąć z człowieka ten thymos, tę dumę. I Nietzsche, w reakcji na to, zdaje się nie widzieć w człowieku nic poza tym. Nie ma tam rozumu, jest tylko – jak powiedziałby chrześcijanin – pycha i nic więcej. Jest właśnie thymos, ta twardość, ta duma, to, co Arystoteles by nazwał andreia, męstwo, odwaga, to jest dla niego rzecz podstawowa, a potem także wielkoduszność, wspaniałomyślność. Właśnie brak tych cech u homo democraticus skazuje go niejako na resentyment, dlatego że człowiek, który ma thymos, nie ulega mu tak łatwo. Człowiek Nietzschego aż się prosi o ból, o niebezpieczeństwo – bo to go sprawdza. Bo ból jest konieczny. Po to, aby wykazać swoje męstwo, swoją wspaniałomyślność. Ale tutaj właśnie równocześnie jest słabość pewna u Nietzschego. Bo u Nietzschego nie ma nic poza retoryką. Retoryka to jest siła i słabość Nietzschego. U Nietzschego argument nie może decydować. Decyduje siła wypowiedzi, a nie argument.
KRZYSZTOF MICHALSKI: To nieprawda.
PAWEŁ KŁOCZOWSKI: To jest dosłownie odwrotnie niż w Biblii, w której są tablice: „Nie kradnij”, „Nie zabijaj”, a Pan Bóg nie pisze dwustu tomów na temat pojęcia własności, żeby wytłumaczyć: „mnie tam chodziło o to, że...”, tylko pisze: „Nie kradnij”. Uzasadnienie osłabia twierdzenie. I Nietzsche to naśladuje, niesłychanie umiejętnie, lecz w jaki sposób naśladuje? On jest sprytny i o tym nie pisze, ale tam są stale te odniesienia. Bardzo ładnie i słusznie pisze Krzysztof Michalski: „Nietzsche, jak widzieliśmy, żyje opowieściami Biblii od pierwszych swoich, jeszcze prawie dziecinnych, prac, do ostatnich, szalonych; jego teksty pełne są ukrytych cytatów ze Starego i (przede wszystkim) Nowego Testamentu, przepojone biblijnymi pojęciami i metaforami. Jego myśl to nieustanna rozprawa z tamtą historią, historią opowiedzianą przez Mateusza, Marka, Łukasza, Jana i Pawła: zmaganie się z Bogiem” (s. 290). To jest jednak wyrażone bardzo eufemistycznie. Bo Nietzsche wyraźnie się ustawia w roli Poncjusza Piłata. On jest dżentelmenem, który nie chce mieć nic wspólnego z tym motłochem żydowskim, z takim Piotrem, który w gruncie rzeczy śmierdzi, czy Janem, czy innymi – on wie lepiej. Patrzy na nich z góry. Z tym się wiąże cała stylistyka na przykład Tako rzecze Zaratustra. Na czym to polega? Maestria polega tu na persyflażu. To jest cienka szydercza parodia Biblii. A jeszcze inaczej to ujmując: Nietzsche nie ma poczucia humoru. To główna jego wada. Mówiąc precyzyjniej: on jest, oczywiście, geniuszem szyderstwa, drwiny. To jest humor, który patrzy z góry. On się nigdy nie śmieje z kimś, on się zawsze śmieje z kogoś. Mianowicie naśmiewa się z chrześcijaństwa. Cała ta książka to jest od początku do końca szyderstwo z Mojżesza, z proroków, z Jezusa. Patrzenie z góry. On wie lepiej, on nie będzie słuchał jakiegoś Piotra! I tu jest właśnie ta hybris, o której mówi Piotr Graczyk.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.